Książki Blanki Lipińskiej sprzedają się jak świeże bułeczki, ekranizacja jednej z nich zanotowała jeden z najlepszych kinowych wyników w tym roku, jednak w mediach próżno szukać jakiejkolwiek pozytywnej recenzji jej twórczości. Krytycy wytykają autorce bardzo niski poziom literacki jej powieści, ale przede wszystkim tematykę, która uprzedmiatawia kobiety i romantyzuje gwałt.

Reklama

Sama Lipińska nie przejmuje się krytyką ze strony feministek, bowiem jak twierdzi, w przeciwieństwie do niej, niewiele dobrego robią one dla kobiet:

Powiedz mi, co te wojujące feministki naprawdę zrobiły dla kobiet? Ile razy dziennie są opluwane za swoją działalność? Ja książki napisałam dla siebie, czyli dla kobiety i wydałam je dla kobiet. Każdego dnia mi się za to mniej lub bardziej obrywa. A czego one dokonały? Czy to, że prowadzą blogi, które czyta średnio 17 osób, pomaga kobietom? Jeśli tak, to super. Ale, do cholery, niech się odczepią od dziewczyny, która naprawdę stara się coś zmienić, a jest kobietą i osiągnęła sukces w męskim świecie. Czy nie o to walczą te feministki? - powiedziała w rozmowie z Plejadą

Autorka powieści erotycznych twierdzi także, że feministki krytykują jej twórczość, bo jej nie znają:

Żeby wyrazić opinię chociażby na temat sceny ze stewardessą z "365 dni", trzeba przeczytać moje wszystkie książki. Jeśli któraś z tych krzyczących feministek to zrobi i nadal uważać będzie, że nawołuję do gwałtów, chętnie usiądę z nią do dyskusji. Naprawdę! Moje powieści pokazują ewolucję związku kobiety i mężczyzny oraz tego, co może między nimi się zdarzyć. Pokazują, że nie wszystko złoto, co się świeci. Tylko ktoś, kto przeczyta zaledwie kilka akapitów i na tej podstawie ocenia moją twórczość, tego nie zrozumie.

Czy znajdzie się feministka, która będzie miała tyle samozaparcia, by przeczytać wszystkie książki Blanki Lipińskiej, a następnie usiąść z nią do dyskusji?