Anna Sobańda: Dlaczego nie jesteś celebrytką? Pytam, bo masz wszelkie warunki do tego, by nią być, tymczasem raczej nie pojawiasz się w plotkarskich mediach

Julia Rosnowska: Był taki moment po serialu "Julia", kiedy mogłam pójść w tym kierunku. Dostawałam dużo zaproszeń na ścianki, promocje, pozowania z butem itd. Świadomie jednak nie poszłam tą drogą.

Reklama

Dlaczego?

Ponieważ mam w sobie dziwny dualizm - z jednej strony jestem ekstrawertyczką, stąd wybór tego zawodu, z drugiej zaś, jestem introwertyczką i takie spędy to dla mnie za duży stres. Kompletnie nie czuję się w takich sytuacjach komfortowo.

Nie masz poczucia, że coś przez to tracisz? Jakieś role, kontrakty reklamowe itd.?

Reklama

Nie jestem przekonana, że to tak działa. Moją ambicją zawsze było granie w rzeczach, które sama chciałabym oglądać. Serial „Julia” zrobiłam jeszcze na studiach. To był mój debiut, ogromna szansa, fantastyczne doświadczenie i ważna lekcja. Jednak od tamtej pory chciałam iść trochę inną drogą. Ścianki i celebryctwo to nie mój kierunek i chyba nie idą za tym te role, które chciałabym dostawać.

Grasz obecnie w serialu TVP „Drogi wolności”, który ma związek z historią twojej rodziny

Reklama

Poniekąd tak, ale musimy tutaj uściślić, że historia przedstawiona w serialu to literacka fikcja. Jedyne, co jest zaczerpnięte z życia, to szkielety charakterologiczne niektórych głównych postaci. One rzeczywiście są oparte na moich przodkach i wraz z przedstawionym w serialu modelem rodziny, zostały zaczerpnięte z pamiętników mojej babci.

Jaka jest historia tych pamiętników?

Nie mieliśmy pojęcia o istnieniu tych pamiętników do czasu, gdy parę lat temu mój tata wraz ze swoim rodzeństwem znaleźli je gdzieś w starych kufrach babci. Zaczęli je edytować, ponieważ planowali wydanie ich w formie książki jako pamiątki dla naszej rodziny.
Babcia była pisarką, wydała kilka książek. W pamiętnikach opisała zaś historię całej swojej rodziny, pisała też o modelu rodziny, o poszczególnych jej członkach. Wiele jest tam wspomnień z dzieciństwa.
Pracując nad tym, tata wpadł na pomysł rodziny, o której można zrobić serial.

Jakie znaczenie ma dla ciebie to, że grasz w serialu zainspirowanym pamiętnikami twojej babci?

To niesamowite doświadczenie. Przygotowywanie się do tego serialu, zgłębianie rodzinnych historii, poznawanie babci, której nie miałam okazji spotkać osobiście, ponieważ zmarła na kilka lat przed moimi urodzinami, to dla mnie duże przeżycie. Dorastałam z anegdotami i historiami o niej, więc jej duch zawsze był mi bardzo bliski. Nawet nazwisko, którego używam zawodowo, czyli Rosnowska, to nazwisko panieńskie babci.

Dlaczego się nim posługujesz?

Nie jestem w stanie powiedzieć, skąd mi się to wzięło, po prostu historie o niej i jej postać silnej, przebojowej, błyskotliwej kobiety tak mnie inspirowały, że już jako dziecko podpisywałam się jako Rosnowska.

W serialu mocno zaznaczony jest wątek emancypacji kobiet. Taki był zamysł, czy wniknęło to przypadkiem w trakcie prac na planie?

Myślę, że taki kierunek wyniknął z tego, że tata wychował się w domu pełnym silnych kobiet. To one miały decydujący głos w życiu rodzinnym. Sama historia zaczęła zaś ewoluować w kierunku emancypacji w trakcie prac scenariuszowych i prób do serialu. Czas, w którym ta historia jest osadzona, był przełomowym momentem dla kobiet, następowały istotne zmiany obyczajowe, więc siłą rzeczy musiało to pójść w tym kierunku. Sprzyjał temu również fakt, iż mamy obecnie 100-lecie nadania kobietom w Polsce praw wyborczych.

Czy dla ciebie emancypacja kobiet to ważny temat?

Oczywiście, choć miałam szczęście, że wyrosłam w domu, w którym mogłam odkrywać siebie, swoją kobiecą siłę. Jednocześnie nie byłam raczej wpakowywana w żadne ramy związane z płcią. Ostatnio słyszałam historię dziecka, małego chłopca, który na jarmarku chciał, żeby namalowano mu na buzi motylka. Rodzice ostro zaprotestowali i kazali namalować synkowi trupią czaszkę, bo ona pasuje chłopcu bardziej, niż motylek. Moi rodzice na szczęście takimi schematami nie myśleli. Jako dziecko łaziłam po drzewach, brzydziłam się lalkami Barbie, a uwielbiałam klocki lego. Miałam więc to szczęście, że wyrastałam w domu, w którym nikt mnie nie ograniczał i nie pakował w „dziewczęce” formy.
Wydaje mi się jednak, że emancypacja to jest coś, do czego każda z nas musi dorosnąć i to w sobie odkryć. W dzisiejszych czasach bowiem nadal musimy sobie uświadamiać rzeczy, które wcale nie są takie oczywiste, czyli społeczne schematy, w których żyjemy. One mogą się wydawać błahostkami, ale nimi nie są.

Jakie schematy masz na myśli?

Choćby tak z pozoru błahe, jak często przytaczany ostatnio "manspreading", czyli rozszerzania nóg przez mężczyzn w metrze na półtora siedzenia, podczas gdy kobiety siedzą ze ściśniętymi kolanami. Panowie się buntują i dziwią, jak można z takiej pierdoły robić aferę. Tymczasem to w bardzo prosty sposób - za pomocą mowy ciała - pokazuje, jak jesteśmy upozycjonowani społecznie. Ostatnio oglądałam eksperyment gdzie małych chłopców ubrano w sukienki, a małe dziewczynki w spodenki. Ludzie nie znający tych dzieci, mieli się z nimi bawić. Okazało się, że niemal wszyscy wybierali zabawki zgodne z płcią sugerowaną przez ubranko dziecka – osoby, które myślały, że bawią się z chłopcem, dużo częściej sięgały po zabawki edukacyjne, ci zaś, którzy myśleli, że bawią się z dziewczynką, wybierali misie i lalki.

To są rzeczy, które nadal musimy sobie uświadamiać, niezależnie od tego, z jakiego środowiska się wywodzimy. Takich schematów jest wokół nas tak wiele, że trudno nie wpaść czasem w pułapkę. Choćby taką, że do małej dziewczynki częściej mówimy „jaka ty jesteś śliczna”, a do chłopca „jakiś ty mądry”. To są drobiazgi, o których czasem nie myślimy, ale to wszystko składa się na poważne problemy i stereotypu krzywdzące dla obu płci.

Jak równość płci wygląda w świecie aktorskim?

Aktorstwo to zawód, w którym pracuje się na emocjach i analizie otaczających nas relacji międzyludzkich. To pozwala się bliżej przyjrzeć pewnym problemom społecznym i nad nimi pracować. Nie znaczy to jednak, że jest to branża wolna od seksizmu i nierówności. Sam ruch #metoo przecież wyrósł z tego środowiska. Przede wszystkim jednak, wydaje mi się, że granice emocji, bliskości i własnej intymności bywają w tym zawodzie czasem trudne do sprecyzowania i to może stanowić pułapkę.

Czy tobie zdarzyło się odczuć, że ktoś przekroczył twoje granice?

Tak, zdarzyły mi się sytuacje, gdzie mam poczucie, że pewne granice zostały przekroczone.

Jak to wyglądało?

Np. sytuacja w której kolega aktor w romantycznej scenie wpycha koleżance język głęboko w gardło, mimo, że wcale nie musi tego robić. Ani scenariusz, ani reżyser, ani sama sytuacja absolutnie nie wymagają tego typu środków. Ten gest był niczym innym, tylko manifestacją pewności siebie i buty tego kolegi przez bezpardonowe przekroczenie granic cielesnych na scenie bez ustalenia tego wcześniej.
Jednak poważniejszym problemem w tym środowisku jest postawa niektórych osób u władzy. Reżyserów, producentów, czy dyrektorów teatrów. Sprawdzają oni, gdzie młody aktor ma granice psychiczne i wykorzystując swoją pozycję i jego zaufanie, karzą mu je przekraczać na siłę. Zwłaszcza na początku tej drogi zawodowej ciężko zrozumieć, gdzie jest margines naszego poczucia bezpieczeństwa i odpowiedzieć sobie na pytanie, czemu czasem czujemy się po ciężkiej emocjonalnej scenie w porządku, a czasami kompletnie wykorzystani. Miałam szczęście, że zdecydowana większość ludzi z którymi się spotkałam w pracy traktowała mnie z szacunkiem, ale zdarzyło się kilka sytuacji, po których czułam się upokorzona.

Znalazłaś w sobie siłę, żeby się przeciwstawić?

Nie, w tamtym momencie absolutnie nie potrafiłam zareagować w odpowiedni sposób. Jako, że nie działo się to w sferze prywatnej, tylko w pracy nad sceną, to sama nie do końca potrafiłam zrozumieć, czemu ta konkretna sytuacja mnie dotknęła, a tysiąc innych - podobnych, kompletnie nie.

Poza tym pewnie usłyszałabyś, że przesadzasz i histeryzujesz

Tak, oczywiście, obawa przed zarzutem o to, że histeryzuję też się pojawiła. Niebezpieczeństwo psychiczne tej sytuacji, czyli odkrycia, że coś mnie krępuje, było zbyt duże i uznałam, że nie będę przesadzać, bo przecież jesteśmy w trakcie sceny i w końcu nic wielkiego się nie stało. Mimo, że wówczas czułam dyskomfort. Świadomość tego, że ktoś przekroczył moje granice, przyszła później.

Kiedy?

Z doświadczeniem, z analizą tego gdzie są te moje granice i poczucie bezpieczeństwa. Na pewno pomogło też to, że kobiety zaczęły o tym głośno mówić. Dlatego ruch "#metoo" jest taki ważny. Myślę, że dopiero wraz z nim wiele z nas uświadomiło sobie, jak duża jest skala problemu i że wcale nie histeryzujemy. Mamy prawo mówić głośno "nie" i zwracać uwagę na takie sytuacje.

Czy teraz masz odwagę, by reagować w takich sytuacjach?

Mam nadzieję, że tak, ale to są momenty, tak trudne i szokujące, że nie ciężko przewidzieć swoje reakcje. Wydawało mi się na przykład, że kiedy ktoś na ulicy klepnie mnie w tyłek, to oczywiście, na pewno się odwinę i dam mu w twarz. A kiedy zdarzyła mi się taka sytuacja, nie mogłam uwierzyć, że coś takiego miało właśnie miejsce. Jakbym znalazła się w równoległym wszechświecie, którego kompletnie nie rozumiem. Stanęłam jak osłupiała w złości i bezsilności i nie zrobiłam zupełnie nic.

Niektórzy mężczyźni narzekają, że przez "me too" kobiety się rozhisteryzowały i teraz nie można powiedzieć komplementu, bo się jedna z drugą obrażą.

To absurdalne. Wydaje mi się, że różnica między "pięknie wyglądasz", a "fajne balony, maleńka" jest dość wyraźna.

Angażujesz się w obronę praw kobiet aktywnie? Chodzisz na marsze?

Tak, staram się uczestniczyć w tego typu inicjatywach.

Nie boisz się, że stracisz przez to fanów?

Wydaje mi się, że pewne rzeczy trzeba robić w zgodzie ze sobą. Jeśli jakiś temat jest dla mnie ważny to nie będę milczeć i staram się działać.

Jesteś feministką?

Oczywiście i jestem z tego dumna. Myślę, że najwyższa pora, żeby to słowo odczarować. Feminizm to po prostu równość płci, przekonanie, że wszyscy powinniśmy mieć takie same możliwości i prawa. To nie jest ruch "przeciwko" mężczyznom, nie ma w nim agresji. To pojęcie pełne miłości. Naprawdę nie rozumiem, jak można nie być feministką.

Bywasz krytykowana za swoje poglądy?

Oczywiście, zdarza się pod zdjęciami z marszu, czy hasłami feministycznymi którymi się dzieliłam z internetem.
Myślę jednak, że hejt spotyka każdego, kto wypowiada się w tym temacie. Zresztą to dotyczy nie tylko feminizmu, ale też innych idei, po których absolutnie nie spodziewałam się, że mogą być powodem do ataku, czyli na przykład weganizmu.

Byłaś atakowana za to, że jesteś weganką?

Tak!

Jakich argumentów użyto, by cię za to skrytykować?

Takich, że zwierzęta są po to, aby je jeść, że wymyślam i przesadzam. Oraz, że jest to niebezpieczna i głupia skrajność.

Dlaczego więc zaczęłaś "wymyślać" i zostałaś weganką?

Od dłuższego czasu nie czułam się dobrze z tym, że pies w domu, kot w domu, a mięso na talerzu.
Jestem weganką ze względów ideologicznych, ale w moim przypadku był to stopniowy proces. Zresztą to nie tylko kwestia zwierząt, ale i ekologii. Gazy cieplarniane, to nie tylko samochody, ale głównie przemysłowa hodowla zwierząt. Jest więc wiele powodów do tego, żeby z mięsa rezygnować, a przynajmniej bardzo je ograniczać.
Jestem też zafascynowana ruchem zero waste. Staram się ograniczać produkcję śmieci, a zakupy robić w świadomy sposób. Noszę ze sobą kubek wielorazowego użytku do kawy i herbaty na wynos. Uszyłam sobie też przybornik na sztućce i metalową słomkę, żeby nie korzystać z tych plastikowych. Ostatnio, jak kupowałam torebkę, to wybrałam tę z wegańskiej skóry, której podszewka jest wykonana z recyklingowanych butelek. Naprawdę w dzisiejszych czasach mamy taką możliwość wyboru, że szkoda z niego nie korzystać.

Próbujesz nawracać na tę ekologiczną drogę innych?

Nie na siłę, bo takie podejście tylko ludzi zniechęca. Lubię o tym czytać, dokształcać się i później rozmawiać na ten temat z innymi. Mam przekonania, które są dla mnie ważne i wydaje mi się normalne, że o nich mówię. Jeśli ktoś chce ze mną wejść w ten dialog, to super. Ja też zmieniłam nawyki, bo ktoś mnie zainspirował, taką drogą to idzie.

Słyszałam, że niebawem rozpoczynasz ciekawy, zawodowy projekt za granicą

Tak, będzie to spektakl w Londynie. Na razie jest to projekt w fazie przygotowawczej. Temat jest bardzo aktualny, bo mówi o migracji ekonomicznej. Akcja rozgrywa się tuż po wejściu Polski do Unii Europejskiej, kiedy pierwsza fala Polaków wyjechała do Wielkiej Brytanii. Porusza wszystkie aktualne tematy związane z migracją.

Chcesz próbować swoich aktorskich sił za granicą?

Mam agenta w Londynie i od kilku lat pracuję też na tamtym rynku. Uważam, że naprawdę wspaniałe jest to, że mimo wszystkiego o czym rozmawiałyśmy, świat się staje coraz bardziej otwarty. Dziś za pomocą Internetu można brać udział w castingach w Anglii, Stanach Zjednoczonych czy w Niemczech. Coraz więcej ról jest pisanych nie na określoną narodowość, tylko z otwarciem na każdego aktora. Pojawiają się też role bez ustalonej płci, które równie dobrze może zagrać kobieta, jak i mężczyzna. Uważam, że to wspaniałe. Świat daje tyle możliwości, że szkoda byłoby z tego nie korzystać.