Anna Sobańda: Sporo hejtu spadło na panią za promowanie nowego filmu Wojciecha Smarzowskiego "Kler"

Karolina Korwin Piotrowska: To bardzo zabawna historia, ponieważ jak wszyscy dziennikarze, dostałam od dystrybutora fotosy z filmu i zwyczajnie postanowiłam je opublikować. Wrzuciłam tylko zdjęcia i informację o dacie premiery, tymczasem zaczęłam otrzymywać groźby, straszono mnie ekskomuniką. Chrzanię to. Sam fakt, że komuś chciało się usiąść i to do mnie napisać oznacza, że jest idiotą. Ja tymczasem, wrzucając cokolwiek na temat tego filmu mam rekordy, bo ludzie są niesłychanie nim zainteresowani.

Reklama

Trwa ładowanie wpisu

Skąd aż takie zainteresowanie?

Ten film trafia idealnie w moment, ponieważ dużo mówi się obecnie nie tylko o polskim, ale o Kościele w ogóle. To jest czas na oczyszczenie. Myślę, że film Smarzowskiego może być czymś takim. Rozmawiałam z Robertem Więckiewiczem, który gra w nim jedną z głównych ról i on zapewnił mnie, że to nie będzie tania publicystyka. To będzie film, który ludźmi wstrząśnie, a niektórzy będą po nim płakać, niekoniecznie ze śmiechu. To dla mnie najlepsza rekomendacja, uważam, że trzeba o tym filmie mówić, ponieważ nie można zamiatać nieustająco pod dywan niektórych tematów, w pewnym momencie trzeba posypać głowę popiołem. Osobiście znam ludzi molestowanych przez księży. Sama nie byłam w kościele od 10 lat.

Dlaczego?

Jest wiele przyczyn. Jedna z ostatnich jest taka, że kiedy zmarł ojciec mojej niezbyt zamożnej koleżanki, ksiądz w ostatniej chwili zażyczył sobie za posługę 2 tys. złotych. Musieliśmy na cmentarzu robić zrzutkę. Dla mnie nie ma wytłumaczenia dla takich zachowań. Uważam, że coś złego jest w tej instytucji i teraz jest czas na zmiany. Może taki film, albo dokument Sekielskiego, który mam nadzieję powstanie, albo książki które się ukazują, będą początkiem takiej zmiany. To nie są bazujące na taniej sensacji historie.

Sądzi pani, że film Smarzowskigo będzie początkiem wyważonej dyskusji?

Nie wiem, ale jestem go niesłychanie ciekawa. Znając Smarzowskiego i jego wyczucie chwili sądzę, że może to być bardzo ważny film. Wierzę Więckiewiczowi, który powiedział mi, że ten film będzie dla ludzi wstrząsem, ale nie z gatunku taniej publicystyki rodem z tabloidu, że ludzie, bez względu na to, czy wierzą w Boga czy nie, zauważą, że jest instytucja, która obok dobrego, robi też dużo złego. Ofiary księży są bowiem poranione na lata. Ja znam kogoś, kto jako dziecko był molestowany przez księdza i to jest człowiek, który całe życie emocjonalne ma zniszczone. Te ofiary się wstydzą, latami ukrywają prawdę. Musimy przestać udawać, że tego problemu nie ma. Mam więc nadzieję, że film Smarzowskiego, tak jak inne filmy czy książki na ten temat, będzie pewnym asumptem do poważnej dyskusji wśród wiernych. Bo w reformę Kościoła nie wierzę.

Reklama

Miejmy tylko nadzieję, że będzie to wyważona dyskusja

O to się trochę boję, bo są już ponoć grupy na Facebooku nawołujące do bojkotu „Kleru”. Jest gorąco, ale póki żyjemy w wolnym kraju bez cenzury, takie filmy powinny powstawać, a ludzie powinni je oglądać.

Jakiś czas temu opublikowała pani na swoim profilu listę firm, które testują swoje kosmetyki na zwierzętach. Czy jest to opowiedzenie się po stronie Joanny Krupy w jej konflikcie z Małgorzatą Rozenek?

Tu nie chodzi o opowiadanie się po żadnej ze stron, uważam że to dęty konflikt i nie wiem, po co to zostało nagle wyciągnięte. Ja regularnie co jakiś czas wieszam na swoim profilu tę listę uaktualnioną. Uważam, że trzeba o tym wiedzieć, bo ja sama, będąc młodą dziewczyną, nie wiedziałam na czym to polega. Nigdy nie zapomnę, jak będąc w Londynie zobaczyłam protest przeciwko testowaniu na zwierzętach i makabryczne zdjęcie królika z jakimiś diodami w oczach. Dotarło do mnie wtedy, że to, że ja mam jakiś puder czy krem, jest zbudowane na cierpieniu zwierzęcia. Od tego momentu zaczęłam się tym interesować i przekonałam do tego wiele koleżanek. Listę wieszam więc regularnie i akurat teraz zbiegło się to z niepotrzebnym konfliktem Rozenek i Krupy.

Konflikt Krupy i Rozenek o kosmetyki testowane na zwierzętach, ale też afera z Martyną Wojciechowską, która zapewniała, że plastik nie jest taki zły, czy Robert Lewandowski reklamujący słodzone napoje o wątpliwej jakości. Czy nasze gwiazdy mają poczucie odpowiedzialności za to, co reklamują swoją twarzą i swoim nazwiskiem?

Nie mają jej w ogóle. Dotyczy to nie tylko naszych gwiazd, ale też tych zagranicznych. Są całe książki na tema tego, jakie wpadki zaliczają znani ludzie, którzy za pieniądze są w stanie bredzić straszne bzdury. Niestety tak to działa, kupuje się twarz i nazwisko gwiazdy, żeby opowiadała coś za pieniądze. Problem zaczyna się wtedy, kiedy nam się te światy zlewają i zapominamy, że oni po prostu robią to za kasę, a w życiu mogą zachowywać się i zazwyczaj zachowują się zupełnie inaczej. To jest też pytanie o to, czy taka gwiazda jest dla kogoś wiarygodna. Dla mnie nie jest. Za dobrze znam ten świat, żeby wierzyć w to, co opowiadają gwiazdy przed kamerami.

To dlatego nie występuje pani w reklamach?

Miałam propozycje wystąpienia w reklamie dwa razy, ale obie były bezsensowne. Jedyna rzecz, jaką zrobiłam, to było Nespresso Talents. Zgodziłam się, ponieważ ta kampania była bardzo kompatybilna ze mną, chodziło o film, który poszedł w Cannes,a jego autorka zajęła 2 miejsce na świecie. To jest jedyne, na co się zgodziłam. Poza tym reklamy są nie dla mnie. Nie wiem, co miałabym reklamować, żeby było to ze mną kompatybilne, chyba wodę z kranu (śmiech)

Co ciekawego zobaczymy w nowych odcinkach "#Sławy"?

Sporo fajnych tematów. Będzie na przykład odcinek o plotce. O tym, jak celebryci sami wymyślają plotki na swój temat, żeby było o nich głośno. Idealnym miejscem do tego są media społecznościowe, gdzie gwizdy wypisują jakieś pościki, a później są bardzo zdziwieni, że ktoś o tym plotkuje.
Hitem będzie Eva D'Angelo z „Żon Hollywood” w odcinku o pieniądzach, która na pytanie, czy często sprawdza stan swojego konta odpowiedziała „a po co, skoro wiem, że pieniądze tam są”. Bardzo fajnie wypadła, bo ma w sobie luz i dystans.

Moim gościem będzie także Mirosław Oczkoś, który rozjedzie polskich polityków. Radziłabym obejrzeć ten program kilkakrotnie wszystkim sztabom wyborczym.

W celach instruktażowych?

Przydało by im się, ponieważ polski polityk po 1989 roku stał się celebrytą, tymczasem oni są kompletnie do tego nieprzygotowani. Oczkoś bezlitośnie to wypunktował. Będzie o wielu znanych politykach, w tym o Marcinkiewiczu i o Petru. Każdego z nich ekspert rozjeżdża bardzo merytorycznie. Jednocześnie pokazujemy, jak polityka stała się częścią show biznesu

To jak w tym kontekście ocenia pani start w wyborach Roberta Biedronia?

Bardzo go lubię, uważam, że jest rodzajem świeżości w polskiej polityce. Ale jeśli ktoś mi mówi, że on jest godzien uwagi, bo sfotografował się z narodowcem ubranym w koszulkę „zakaz pedałowania”, to chyba trochę za mało, żeby robić politykę. Jestem jednak go ciekawa. Jest to na razie jakaś jaskółka. Przede wszystkim jednak boję się o Warszawę

Dlaczego?

Bo myślę, że będzie to test, którego pewna partia nie zda niestety

Na kogo pani zagłosuje?

Najprawdopodobniej na ruchy miejskie, ponieważ uważam, że oni się znają na mieście. Znam kilku aktywistów, którzy wyrastają z tej miejskiej tkanki i świetnie się w niej orientują. Uważam, że z nich wyrosną przyszli liderzy, tego im życzę.

A dwaj główni kandydaci?

Nie spełniają moich oczekiwań, choć po stronie Jakiego na pewno jest komisja reprywatyzacyjna. Sama znam osobę, która została wyrzucona z mieszkania w jednej z takich kamienic. Kiedy opowiadała mi, co tam się działo uświadomiłam sobie, że miasto, ale i państwo były kompletnie bezradne i pozwalały na bandyterkę w białych rękawiczkach. Na plus Jakiego jest też jego zapał. On na pewno ma w sobie pewien ogień, czego brakuje Rafałowi Trzaskowskiemu. Jaki w ogóle nie jest mi bliski politycznie, czasem coś palnie, ale ma osobowość i misję. Po drugiej stronie natomiast jest duży problem z liderami. Wyjątkiem jest Biedroń, na którego patrzę z dużą sympatią.

Uważa pani, że Biedroń przekona do siebie wyborców?

Tak sądzę, ponieważ czuć, że jest fajnym człowiekiem. Ludzi nie interesuje to, czy on jest gejem, bo widzą, że jest spoko gościem. On mógłby spróbować budować coś ponad podziałami. W „Kropce nad i” powiedział na przykład, że gdyby spotkał się z Morawickim, to chętnie by z nim porozmawiał. To bardzo nietypowe w naszej polityce, w której od kilku lat wszyscy na siebie wrzeszczą. Ja, która byłam uzależniona od serwisów informacyjnych, od pewnego czasu nie jestem w stanie ich oglądać. Więc jeśli pojawia się taki Biedroń, który na pytanie Moniki Olejnik, co by zrobił, gdyby gdzieś w Polsce wpadł na premiera Morawickiego, odpowiada, „super, chętnie bym z nim porozmawiał”, to ja myślę „rany boskie wreszcie”. Wierzę, że ludzie są dobrzy, tylko okoliczności tworzą ich haniebnymi. Od trzech lat niestety mamy haniebne okoliczności, które robią z nas kogoś, kim nigdy nie chcielibyśmy być. Biedroń może być więc siłą, która ku niezadowoleniu Schetyny i Nowoczesnej zgromadzi wokół siebie ludzi. Bo jeśli dyskusja o filmie „Kler” kończy się polityką i tym, że ja mam wyjechać z kraju jako „jebana, lewacka Żydówka”, to znaczy, że zabrnęliśmy za daleko. W Polsce wszystko staje się polityką, nawet kiedy w sklepie wyciągnęłam płócienny worek na zakupy, pani powiedziała „no jakie lewactwo”. Musimy przestać, bo co prawda jeszcze do siebie nie strzelamy, ale już zaczęliśmy bić się po twarzach. Dlatego, jeśli Robert deklaruje, że jest w stanie usiąść i porozmawiać z każdym, to ja wchodzę w tę historię.