Udział w triatlonie to ekstremalny wysiłek, który wymaga dobrego przygotowania. Maciej Dowbor przekonał się o tym na własnej skórze:

Co za masakra!!! @5150warsaw tym razem powalił mnie na kolana. Pierwszą ścianę złapałem już na 5 km roweru. Nie byłem w stanie nacisnąć mocniej na pedały - ból głowy i dreszcze towarzyszyły mi od samego początku. To, że w ogóle dojechałem do T2, a później doczłapałem się do mety, zakrawa o cud. Momentu ze zdjęcia nawet nie pamiętam. 5 minut polewania wodą i cucenia przez wolontariuszy, medyków, znajomych i innych zawodników pozwoliło mi jakoś dojść do siebie - relacjonował na Instagramie

Reklama

Prezenter sam przyznał, że przeszarżował, bowiem dzień przed startem spędził w pracy, nie dając swojemu organizmowi czasu na regenerację i wypoczynek przed ekstremalnym wysiłkiem:

Czas chyba zdać sobie sprawę, że kategoria M40 to nie tylko niewinny ciąg znaków, ale też wyznacznik wieku, w którym dzień przed tropikalnymi zawodami, nie powinno się spędzać 7h w samochodzie i 8h na scenie na pełnym słońcu. Jak to mówią klasycy - dziś zapłaciłem wysoką cenę. Dodam, że zawody ukończyłem tylko z dwóch powodów. Na początku roweru uznałem, że i tak trzeba jakoś się dostać znad Zegrza do Warszawy, więc nie mam wyjścia i muszę jechać. Na biegu natomiast chyba kompletnie przestałem kontaktować i ubzdurałem sobie, że mimo bomby jakimś cudem się odbuduję i jeszcze dogonię uciekających rywali. Człowiek to ma fantazję jak mu słońce czachę przypali :-). Ostatecznie dopiero 8 miejsce w kategorii i 53. w OPEN

Reklama
Reklama