W rozmowie z "Super Expressem" Rozenek przyznała, że będąc młodą dziewczyną, uwielbiała się buntować:
W szkole, jak to uczennica szkoły baletowej, musiałam być prymuską, ale tam wszyscy są prymusami. Natomiast byłam bardzo krnąbrną osobą, pyskowałam nauczycielom, byłam prowodyrką wielu sytuacji, np. pierwszego dnia wiosny, który w Warszawie były po prostu dniem wagarowicza. Walczyłam o prawo do noszenia rozpuszczonych włosów w szkole baletowej, czego zresztą nie udało mi się wywalczyć. Dlatego moi rodzice bardzo często byli wzywani do szkoły.
Rozenek dodała, że pierwiastek buntu wciąż jest w niej obecny:
A wiesz, w czym się ten mój bunt uzewnętrznia? W tym, że jak mam ochotę założyć sukienkę, która ledwo mi sięga do połowy uda i dekolt, który jest trochę głębszy, niż dekolty Jacqueline Kennedy, to po prostu to robię. Oczywiście to ubranie to symbol, to nie o to chodzi. Tylko kiedy po kilku latach ciężkiej pracy na wydziale prawa poczułam, że chcę być w domu i poświęcić się macierzyństwu i podjęłam tę decyzję, to też wiele osób się pukało w głowę. Chcę nauczyć dziewczyny, żeby bunt przedkładać na takie rzeczy jak prawo do samodecydowania.