Przypomnijmy, iż cała afera wybuchła trzy dni temu, podczas konferencji ramówkowej Polsatu. W chwili, gdy Jarosław Kret i Beata Tadla pojawili się na uroczystości by promować nową edycję "Tańca z gwiazdami", w której oboje biorą udział, "Fakt" opublikował artykuł mówiący o rozstaniu pary. W materiale znalazła się mało elegancka wypowiedź Kreta, który zapytany o to, czy nie czuje zazdrości widząc swoją ukochaną w ramionach tancerza Jana Klimenta, odparł:
Mnie to nie obchodzi. Nie myślę o tym. Ja mam swój własny dom na warszawskiej Starówce, Beata ma swój gdzie indziej. Nie chcę wnikać w szczegóły i o tym opowiadać, ale tak wygląda nasze życie. Każdy z nas ma swoje.
Dziennikarze zgromadzeni na konferencji, do których dotarł ten materiał, zaczęli dopytywać Beatę Tadlę o komentarz. Z reakcji dziennikarki wynikało, że jest kompletnie zaskoczona sytuacją i nie wiedziała, jak na temat ich związku wypowiedział się Jarosław Kret. Tadla była tak zdruzgotana sytuacją, że resztę wieczoru przepłakała na oczach obecnych na konferencji osób.
Tymczasem sam Jarosław Kret czuje się ofiarą całej sytuacji. Na swoim profilu na Instagramie napisał:
Amatorka od PR-u przyprowadziła na "wywiad" amatora z tabloidu - ironizuje Kret. Ten zmanipulpował moją wypowiedź (mówiłem, że - jako człowiek telewizji - wszystko w tym programie traktuję zawodowo, a nie emocjonalnie) wymyślono aferę w moim życiu prywatnym. Wszyscy się na mnie obrazili. Mam dość ingerencji mało inteligentnych ludzi i tabloidów w moje życie prywatne - jęczy Jarek. Chciałbym odpaść z tego programu jak najszybciej. Mam nadzieję, że Beata wygra. Gorąco jej kibicuję...
W rozmowie z "Super Expressem" dodał zaś:
Ja mam dość tego kraju i tych ludzi. Ja się wyprowadzę z tego kraju! Do Stanów! Zacznę uczyć na jakimś uniwersytecie i nikt mnie nie będzie hejtował. Co za kraj?!
Co sądzicie o całej aferze i postawie Jarosława Kreta?