Aktorka Marta Manowska gra w „Rolniku” pierwsze skrzypce. To ona przynosi uczestnikom listy i jest pierwszą osobą, do której zwracają się z problemami i rozterkami.
Manowska napisała nawet książkę zatytułowaną po prostu „Rolnik szuka żony”. Na pytanie dziennikarza „Plejady”, czy nie boi się, że po jej napisaniu zostaniesz wrzucona do szufladki z napisem „celebrytka, która wydała książkę”, odparła:
- Nie. Książka nie jest o mnie, tylko o uczestnikach programu. Wydaje mi się, że można tam znaleźć sporo prawdy na temat życia. Często pytana też jestem, czy nie obawiam się tego, że do końca życia będę kojarzona z programem „Rolnik szuka żony”. To też mnie nie przeraża. Po pierwsze, dlatego że jestem bardzo zgodna z programem. A po drugie, robię sporo innych rzeczy - gram w teatrze, napisałam książkę, współpracuję z różnymi markami. Przez ostatni rok zaangażowałam się w naprawdę wiele projektów.
Gospodyni programu zdradziła także, jak udało jej się dostać pracę przy „Rolniku”:
- Ta propozycja przyszła w idealnym momencie. Pracowałam wtedy przy „Ugotowanych” i nikomu nic nie powiedziałam. Uciekłam z biura, szybko się przebrałam, wsiadłam do samochodu i pojechałam na casting. Wróciłam i uśmiechałam się do siebie. Jestem wobec siebie surowa, a wtedy wiedziałam, że poszło mi dobrze. Wcześniej byłam na castingu do „Pytania na śniadanie” i to była jakaś katastrofa. Tym razem czułam, że dałam radę. I za parę dni okazało się, że wybrano właśnie mnie.
W pewnym momencie padło pytanie, czy doczekamy się edycji, w której panowie będą szukać mężów.
- Za granicą się to wydarzyło. Nie wiem, czy Polacy są na to gotowi. Chciałabym, żeby byli, bo sama jestem osobą z bardzo otwartą głową i nie oceniam ludzi przez pryzmat ich orientacji seksualnej. Ale wydaje mi się, że w naszym programie będziemy trzymać się klasycznego modelu - stwierdziła Marta Manowska.