- W sobotę byliśmy na skwerze, chwilę pooglądała łódki, przyjechaliśmy do domu, a rano widziałam, że się zmienia. To było takie, ja bym powiedziała, diametralne. Każdy mi mówił, że najgorzej być przy śmierci, bo śmierć jest okropna, człowiek charczy, a u niej tego nie było. Miała cichy oddech niewinnego, bezradnego dziecka. Podeszłam, mówię: "Anulka, wszystko będzie dobrze". (...) I w końcu widzę, że wzięła ostatni oddech i zasnęła - wspomina Krystyna Przybylska na łamach magazynu „Wysokie Obcasy”.
Matka aktorki twierdzi także, że miała przeczucie, że jej córce nie uda się wygrać z chorobą.
- Kiedy ją zobaczyłam po tej operacji, to wiedziałam, że moje dziecko się kończy. A jak jeszcze poprosiła mnie o suszarkę, to już tym bardziej wiedziałam. I nic nie mogłam. (...) Ciągle się grzała suszarką. Po brzuchu, po plecach - twierdziła, że ciepłe powietrze łagodzi jej ból - mówi Krystyna Przybylska.
Matka zmarłej gwiazdy przekonuje też, że ludzie pokochali jej córkę za to, że nie gwiazdorzyła. - To była zwykła dziewczyna, najzwyklejsza Kowalska z podwórka. Że się wybiła? Coś musiało w niej być, skoro się wybiła, ale każdy z nas coś w sobie ma, czymś się wykazuje, jest w czymś lepszy. Kto wie, gdyby żyła, to pewnie zagrałaby kiedyś w filmie wielką rolę. Ale jej życiową rolą było bycie mamą i trójka dzieci to jest jej testament.
Jednocześnie kobieta żali się, że grób jej córki jest traktowany jak „atrakcja turystyczna”, a media i fani non stop zakłócają spokój rodziny Przybylskich.
- To, że Ania była osobą publiczną, jest dla mnie dodatkowym ciężarem. Nie mogę sama przeżyć żałoby, bo są internet, media, plotki, hejterzy, i wszędzie Ania. I ciągle ludzie przy grobie - ubolewa Krystyna Przybylska.