Telewizja Polska podziękowała Jarosławowi Kretowi za współpracę w czerwcu minionego roku. Kilka miesięcy wcześniej o utracie stanowiska w TVP dowiedziała się jego życiowa partnerka, Beata Tadla. W rozmowie z "Super Expressem" pogodynek wyznaje, że nie żal mu utraconego stanowiska:

Reklama

Cieszę się, że to się tak skończyło. Cieszę się, że to nie telewidzowie mnie wyrzucili, tylko wyrzuciła mnie polityka. Wiem, że ci, którzy mnie wyrzucili, też już zostali wyrzuceni. Słyszałem, że w tamtym czasie była awantura o mnie. Jedni chcieli, bym został, inni nie. W końcu nie przedłużyli mi umowy.

Kret twierdzi także, że decyzja o zwolnieniu nie zdążyła go zmartwić, bowiem szybko otrzymał inne propozycje współpracy:

Ale nie będę ukrywał, że 10 minut po tym, jak w obieg poszła informacja, że odszedłem z TVP, zadzwonili do mnie z NOWEJ TV i zaproponowali spotkanie. I to była dobra decyzja. Przechodząc do tej telewizji, zmywam z siebie ten pył radioaktywny, którym się pokryłem przez ostatnie miesiące pracy dla TVP. A potem się zaczęło. sypnęło się kilkanaście różnych propozycji, kilka telefonów od kilku stacji, ja nie miałem czasu myśleć o tym zwolnieniu. Myślałem wtedy o tym, czy znajdę czas na wakacje z synem i czy zdążę napisać książkę. To było dla mnie ważniejsze.

Obecnie Jarosław Kret i Beata Tadla pracuję w tej samej stacji, choć nie sprawia to, że spędzają razem więcej czasu:

Ja ją częściej widzę w domu niż w pracy. My się tam po prostu mijamy na korytarzu. Widujemy się ostatnio przede wszystkim w charakteryzatorni, bo mniej więcej w tym samym czasie się przygotowujemy. Ale tam nie da się pogadać, bo przecież dziewczyny nas malują i buzię trzeba mieć zamkniętą.