W rozmowie z magazynem "Viva!" Kasia Kowalska opowiedziała o tym, jak w przeszłości zbyt często zdarzało jej się sięgać po używki:
Zamknęłam pewien etap pod tytułem "pielęgnacja doła", czyli na przykład, że muszę się upić i cierpieć, żeby zassać z tego strzykawką i później coś napisać, stworzyć. W ciągu roku szkolnego w zasadzie trzy czwarte rodzicielskich obowiązków wypełniam ja. Wielokrotnie miałam problem, że nie mogę wyjść na miasto, pojechać na koncert, do znajomych, żeby się wyluzować, bo rano trzeba wstać przed siódmą. Ale jak się uwolniłam od rozładowywania złego samopoczucia przez alkohol, to mi przeszło. Przestałam chcieć pić, bo wiedziałam, że muszę rano wstać, a rano okazywało się, że problem z wczoraj to nie był w ogóle żaden problem. Wszelkie używki to zamulanie się, które prowadzi donikąd.
Do zmiany życia Kasię Kowalską skłoniło macierzyństwo:
Mam wielkie szczęście, że mam takie dzieci. Chociaż ciężko mi jest czasem, bo to nie są łatwe dzieciaki. Są absorbujące, wysysają ze mnie wszystko, bo potrzebują mnie; ja tak naprawdę robię za ojca i matkę. Dużo mnie to kosztuje, ale taka jest moja rola. Dopóki jestem im potrzebna, muszą mieć co nabrać z tej studni. Muszę być napełniona. Muszę ciągle mieć power. Pracuję więc nad sobą również dla dzieci, żebym była dla nich wzorem. Nie chcę, żeby widziały mamę pijaną na kanapie, bo się poddała, bo znalazła sobie takie wyjście. Chcę im pokazać, że jest inaczej, idziemy do przodu, bo mamy w sobie siłę.