Wbrew swej woli bowiem, Chajzer został posadzony w tak zwanej "strefie ciszy", w której obowiązuje zakaz rozmów. Dla dziennikarza okazało się to nie lada wyzwaniem, któremu chyba nie sprostał, narażając się na krytykę ze strony innych pasażerów. Całą sytuację opisał na Facebooku:
Nie sądziłem, że jest w życiu coś bardziej upierdliwego od złamanej giry, telefonów z callcenter, dolewania AdBlue do diesla czy kaca po nocy z tatą przy wódce i tatarze... A jest... Strefa ciszy w PKP. Każde otwarcie dzioba kończy się ostentacyjnym sykiem coraz bardziej radykalizującej się grupy fanów dźwiękowej próżni (Klasztorem trzeba było jechać) Sycząc przez zęby mówią o mnie bardzo złe rzeczy, ale jest sprawiedliwość. Z tej ciszy typ 4 rzędy dalej zasnął i chrapie na cały wagon. W odbiorze - coś jakbyście jechali rozklekotanym tarpanem przez pole cebuli. Strefa ciszy wykończyła się sama:) ku mojej dzikiej radości:) ja tego miejsca sobie nie wybrałem, ślubów milczenia na centralnym też nie składałem:) Filip. Cebulak z PKP