W rozmowie z dziennik.pl, Michel Moran wyznał, że fakt, iż politycy byli nagrywani w restauracjach, spowodował iż utraciły one w oczach gości opinię miejsc dyskretnych i godnych zaufania:
Od małego, kiedy zaczynałem pracować w kuchni, pamiętam jak wpajano mi jedną zasadę, której ja trzymam się do dziś, że my restauratorzy wiemy wszystko, słyszymy wszystko, ale nic nie mówimy. My byliśmy często gwarantem tajemnicy. Restaurator widzi różne rzeczy, słyszy różne rzeczy, ale zawsze szanuje to, że restauracja to jest bezpieczne miejsce, w którym każda tajemnica jest bezpieczna. Smutno mi więc, bo zdradziliśmy najważniejszą cechę restauracji, czyli to, że jest to miejsce dyskretne, neutralne. My jesteśmy po to, by dla naszego gościa gotować i go obsługiwać, obojętne kim on jest, z kim się spotyka, co mówi i co robi, bo to nas nie interesuje. Przez lata pracy restauratora zdarzało mi się widzieć bardzo różne, czasami dziwne spotkania, ale nigdy nie przeszło mi nawet przez myśl, żeby z kimkolwiek się tą wiedzą dzielić. Smutno mi, bo straciliśmy coś wielkiego, co mieliśmy.
Restaurator zapewnia jednak, że nie obawiał się, iż taka sytuacja mogłaby zdarzyć się w jego restauracji
Nie bałem się, ponieważ jestem w mojej restauracji prawie codziennie i łatwiej byłoby mi zauważyć, że coś takiego się dzieje.
Michel Moran przyznał także, że po wybuchu afery podsłuchowej zauważył, iż osoby publiczne mniej chętnie spotykają się w restauracjach:
Tak, boją się, bo teraz już wiedzą, że ich spotkania z konkretnymi osobami, mogą być inaczej interpretowane. I nie chodzi tu o to, że boją się, bo coś kombinują, nie wierzę bowiem, że wszyscy tak robią, ale boją się, że zostaną źle odebrani. Ja sam w takiej sytuacji bym się bał.
Mam nadzieję, że zbudujemy ponownie to zaufanie, które istniało między klientem a restauratorem. Walczymy o to codziennie. To jest smutna historia, bardzo smutna.