Monika Zamachowska ma dwójkę dzieci z małżeństwa ze szkockim pilotem, Jamie'm Malcolmem. W felietonie opublikowanym w onet.pl, dziennikarka przyznała się do tego, że jest nadopiekuńcza wobec swoich, całkiem dużych już pociech
Jestem matką-kwoką. To nie było łatwe wyznanie. Chyba zdałam sobie z tego sprawę, gdy tłumaczyłam mojemu prawie czternastoletniemu synowi, jak naciskać palcami butelkę „z dziubkiem”, żeby leciała woda... W pewnym momencie spojrzałam na mojego męża. Jego wzrok mówił wszystko: CO TY NA MIŁOŚĆ BOSKĄ ROBISZ..!? No tak. Chwilę wcześniej rzuciłam się na podłogę, bo mojej dziesięcioletniej córce rozwiązał się but. Przysięgam, to stało się nagle i wcale tego nie chciałam. Po prostu polubiłam ten czas, który spędzam z dzieciakami, stał się dla mnie ważny, może ważniejszy od kariery. Teraz, gdy możemy się już wymienić poglądami, a nie pieluszkami i zupkami z przecieru, oraz gdy życie w naszej patchworkowej rodzinie zaczęło polegać na tym, że kilka razy do roku przez dwa tygodnie moich dzieci nie ma ze mną, mój czas z nimi nabrał innego znaczenia. Może to jeszcze nie jest „syndrom opuszczonego gniazda”, ale pewnie gdzieś z tyłu głowy zaczęłam odliczać lata do rozpoczęcia nowego życia. Po dzieciach.
Żona popularnego aktora przyznaje, że rozpieszcza swoje dzieci, choć robi to w dobrej wierze:
Moje dzieci nie są ani mniej ani bardziej absorbujące, niż inne. Może są trochę bardziej rozpieszczone, w końcu od urodzenia oboje rodzice przekonują ich, że są najmądrzejsi, najwspanialsi, najpiękniejsi, najlepsi na świecie po prostu. No ale mam nadzieję, że tak ma większość dzieciaków. Sama tak miałam i do dziś nie wiem, jak za to moim rodzicom podziękować, nawet jeśli mówili mi to z osobna. Wyposażyli mnie w ten sposób w super grubą skórę na tyłku, dzięki czemu bez szwanku przyjmuję wszystkie kopy, które dostaję od życia. A trochę ich było od chwili, gdy w dziewiętnastej wiośnie życia wyfrunęłam z rodzinnego gniazda. Tak chciałabym uzbroić moje dzieciaki. Chciałabym, żeby były mocne. I ambitne. Żeby się niczego nie bały. Wiem, że to strasznie trudne.
Zamachowska wspomina także, że kiedy ona była dzieckiem, rodzice dawali jej znacznie więcej swobody i przestrzeni na rozwijanie samodzielności. Dziennikarka ma jednak świadomość, że w dzisiejszych czasach podejście do wychowania bardzo się zmieniło:
Dzisiaj jest inaczej i powrotu do stwierdzenia „dzieci chowają się same”, już raczej nie ma. Ale też nie uważam, że bycie matką-kwoką to powód do dumy. Raczej się tego wstydzę. Chciałabym umieć wyznaczać dzieciom dyżury przy sprzątaniu, wysyłać same po mięso i na pocztę i z lekkim sercem zostawiać je same na Sylwestra. Ale nie umiem. Jeszcze nie umiem. Na razie wspólnie czytamy ich lektury, a na pocztę chodzę sama. Mój mąż trochę się ze mnie śmieje, a ja powoli, dyskretnie, rozluźniam pępowinową więź między nami. Obym zdążyła, zanim przyduszę ich nastoletnie marzenia o niezależności.