Sara Boruc, zanim została gospodynią nowego programu o zakupach, prowadziła własnego bloga modowego. Stylizacje prezentowane przez żonę polskiego piłkarza, opierały się w głównej mierze na ubraniach i dodatkach luksusowych marek. Nic więc dziwnego, że Sara wyznała niedawno, iż jej zdaniem 900 zł na zakupy to niewiele. W rozmowie z "Fleszem", celebrytka wyjaśnia, że nie chce chwalić się bogactwem, ale zauważa, że coraz więcej Polek chce ubierać się tak jak ona:

Reklama

Kiedy wkładam ciuchy drogich marek, to piszą, że chwalę się bogactwem. Ale gdybym nosiła rzeczy z lumpeksu, to napisaliby, że jestem skąpa. Nie interesuje mnie, co ludzie o mnie powiedzą czy pomyślą. Mamy pieniądze i nie będę za to przepraszać. Nie chcę się przechwalać bogactwem czy sprawiać przykrości tym, których nie stać na to, co mnie. Ale jest coraz więcej kobiet, które wolą odmówić sobie pięciu torebek z Zary, żeby kupić jedną Chanel. I mają z tego wielką przyjemność. Widzę, ile pytań o drogie rzeczy dostajemy na naszego bloga. Stać nas na to, żeby pokazywać tam to, co chcemy, a nie to, co musimy, bo dostałyśmy w prezencie.

Sara opowiedziała także, jak poznała swojego męża, Artura Boruca:

Artur mógł oberwać, więc było mało romantycznie. Kilka lat temu, gdy studiowałam w Warszawie, przyjechała do mnie siostra Nadia. Miałam wtedy urodziny, więc wyciągnęła mnie do klubu. Właśnie się rozstałam z partnerem, Nadia też miała alergię na mężczyzn, dlatego wystrzegałyśmy się męskiego towarzystwa. Ale kiedy już wychodziłyśmy, wpadł na mnie jakiś facet. Mocno mnie popchnął. Byłam wściekła, że nie przeprosił, bo prawie wybił mi bark. Zwyzywałam go. To właśnie był Artur. Od słowa do słowa jakoś mnie spacyfikował. Staliśmy tak na schodach i gadaliśmy ze dwie godziny. Poprosił o numer telefonu. Powiedziałam, że jeśli rano będę go jeszcze pamiętać, to sama zadzwonię. Parę dni później napisałam mu smsa. Nie miałam pojęcia kim jest. Nie znałam się na piłce. Powiedział mi, że pracuje w Irlandii, że myje okna w wieżowcach. Nie wiem, czemu to wymyślił.

Świeżo upieczona pani Boruc zapewnia także, że wbrew temu, co pisały media, nie odbiła męża swojej poprzedniczce:

Mam zasadę, że niczego nie żałuję. Pisano, że rozbiłam Arturowi rodzinę, że zostawił dla mnie żonę z noworodkiem. Nikt nie chciał słuchać, jak było naprawdę. Kiedy zaczynaliśmy się spotykać, Artur już był w separacji. Jego żona nie była wtedy w ciąży i wiedziała o nas. Umówiliśmy się, że ujawnię się dopiero po rozwodzie. Ale sprawy potoczyły się inaczej. Kiedy tuż po narodzinach syna Artur oświadczył, że nie będzie z matką swojego dziecka, wybuchła afera - powiedziała w rozmowie z "Fleszem"