Rafalala rzekomy akt agresji opisała na swoim blogu.
Przygotowywałam śniadanie, dla siebie i siostrzenicy, która siedziała na kanapie z kotem na kolanach i oglądała telewizje, kiedy usłyszałam przeraźliwy huk. Wpadłam do pokoju. Za oknem odgłos uciekającego mężczyzny, który wykrzykiwał:"Polska!". W pokoju pełno szkła, ktoś wybił okno. Rzucił kostką brukową, która uderzyła kotkę Temidę i zmiażdżyła jej głowę. Córka mojej siostry płaczę. Patrze czy jest cała. Na szczęście kamień przetarł jej tylko dłoń. A gdyby to była ona? Gdyby to ona leżała zamiast martwej kotki? To były centymetry!
Jednak zdaniem Andrzeja Saramonowicza, cała historia jest niczym innym, jak próbą zwrócenia na siebie uwagi i zaistnienia w mediach
Zamach na Rafalalę. Co to za bzdury?
1. Po pierwsze z Rafalali taka artystka, jak ze mnie transseksualista.
2. Po drugie: widzę zdjęcie wybitej szyby, gdzie są lekko rozgięte żaluzje - i czytam, że tamtędy wpadła kostka brukowa, która, cytuję blog Rafalali (pisownia oryginalna): "uderzyła kotkę Temidę i zmiażdżyła jej głowę." To musiała być najbardziej nieruchawa kotka świata, skoro wpadająca lobem kostka brukowa, tłukąca szybę, plącząca się w żaluzjach i przez to tracąca i tak już niewielki impet, zdołała ją zabić.
Reżyser twierdzi, że Rafala wymyśliła całą historię:
Jest coś żenującego w potrzebie niektórych ludzi, by być za wszelką cenę rozpoznawalnym... "Czuję się bezsilna, czas sprzątnąć szkło". Tego by nawet sam Flaubert nie wymyślił, pani Bovary.
Czy relacja Rafalali faktycznie brzmi mało wiarygodnie?