Na łamach "Gazety Wyborczej", Katarzyna Kolenda-Zaleska opisała swoją niedawną podróż pociągiem z Warszawy do Krakowa. Dziennikarka nazwała wyprawę komórkowo-pociągowym horrorem:

Reklama

Za mną pani rozprawia o niesfornym pracowniku. "Trzeba go postawić do pionu" - grzmi groźnie. Chcąc nie chcąc, muszę usłyszeć historię o nietrafionej kompozycji, w której zamiast złotej bransoletki użyto złotych kolczyków. I teraz jest dramat, który trzeba błyskawicznie rozwiązać. Nasilają się problemy z tylnej części przedziału. "Proszę wziąć fakturę, hologram niepotrzebny, wystarczy pieczątka" - władczy głos nie pozostawia wątpliwości, kto rządzi. Za mną przenikliwy dźwięk komórki sygnalizuje, że udało się zamienić złotą bransoletkę na srebrne kolczyki, co generalnie robi kompozycję bardziej nowoczesną i na czasie.

Kolenda-Zaleska dodała, że ona sama, zawsze wychodzi z przedziału, gdy musi odebrać telefon. Podsumowaniem tekstu dziennikarki, jest apel do PKP o wprowadzenie zakazu używania komórek w pociągach:

Rozumiem nadzwyczajne sytuacje, gdy naprawdę trzeba odebrać telefon. Sama się z nim nie rozstaję. Ale rozmowy na pełny regulator w pełnym przedziale ludzi to przekroczenie wszelkich norm kultury. Nisko upadliśmy, aż tak nie szanujemy innych ludzi. Naprawdę brak słów. Jeśli PKP zakaże używania komórek w przedziałach (błagam!), może poziom kultury osobistej trochę wzrośnie.

Co sądzicie o postulacie Katarzyny Kolendy-Zaleskiej?