Na swoim blogu, prowadzonym w portalu natemat.pl, Paulina Młynarska podzieliła się z czytelnikami wnioskami, jakie nasunęły jej się po obejrzeniu reportażu Filipa Chajzera, w którym modowi blogerzy i blogerki bezmyślnie komentują kolekcje nieistniejących projektantów.
Drogie krytyczki i krytycy mody: jesteście bandą zakompleksionych snobów o horyzontach tak ciasnych, jak kiecki od projektantów, które lansujecie. Im bardziej napinacie się na światowość, obnosząc (zapewne z duszą na ramieniu-sic!) te wszystkie piekielnie drogie ciuchy, tym bardziej jesteście prowincjonalne i prowincjonalni. To co nazywacie "salonami" jest w Polsce, dzięki waszej działalności, karykaturą i kabaretem. Jest komiczne. - napisała dziennikarka.
Trudno nie odnieść wrażenia, że felieton Młynarskiej jest formą odpowiedzi wszystkim tym, którzy tak ochoczo krytykują jej stylizacje:
Ufam mojej szafie, własnemu gustowi (nie każdy go musi podzielać) i doświadczeniu. I... Za każdym razem, kiedy gdzieś się pokażę publicznie, jestem łajana przez rodzimych "krytyków mody" za to, że się nie staram, noszę " ten koszmarrrrrrny" nudny golf, te same szpilki, albo botki rzekomo "tnące" nogę nie tam gdzie trzeba. Bzdury, bezmyślnie powtarzane za zagranicznymi programami tv. Nikt normalny nie kupuje sobie fajnych butów po to, by je włożyć jeden raz, a czarny golf nie jest nudny tylko klasyczny i bezpretensjonalny. Tak samo "zjeżdża się" wiele innych osób, dla których pokazywanie się w towarzystwie nie jest okazją do publicznego wypinania tyłka, wydymania ust i pozowania do zdjęć a la katalog ekskluzywnej agencji towarzyskiej, tylko normalną sytuacją towarzyską właśnie.
Na zakończenie, Młynarska prowokuje modowych krytyków:
Oj, ups, nie do wiary! Napisałam coś o modzie. Porwałam się na autorytety w wiodącej dziedzinie. Ja, nędzna pchła z podhalańskiej prowincji. No to zapraszam i zachęcam, teraz mnie zniszczcie modowo, moralnie i towarzysko. Już się boję!
Czy jacyś "znawcy mody" odważą się odpowiedzieć dziennikarce?