Alicja Węgorzewska jest artystką, ale na życie nie zarabia wyłącznie swoim wspaniałym głosem. Śpiewaczka jest także właścicielką przedszkola "Koala" (Kids Academy of Language and Arts), należącego do Fundacji Startsmart, której jest prezeską. Była dyrektorka placówki, pozwała Węgorzewską do sądu, gdyż jak twierdzi, była przez nią mobbingowana.

Reklama

Jedna z pracownic, która solidarnie z dyrektorką odeszła z pracy, relacjonuje:

Potrafiła przyjść, rąbnąć pięścią w stół i krzyczeć "cicho, ku..., teraz ja mówię!

Sama Alicja Węgorzewska zaprzecza tym doniesieniom i twierdzi, że pozew o mobbing jest zemstą pracownicy zwolnionej za kradzież i oszustwo:

Sprawa w sądzie pracy to po prostu rewanż za dyscyplinarne zwolnienie pani Marzeny Łapuńki. Okradła mnie na 150 tysięcy złotych. Pobierała od rodziców opłaty, do których nie miała prawa i ich nie księgowała. Wokół ludzi znanych pełno jest złodziei, każdemu się wydaje, że jak ktoś ma znaną twarz, to pieniądze same mu z nieba spadają i można je kraść. Z mojej strony sprawę bada prokuratura i to ona zadecyduje, kto ma rację.

Była dyrektorka przedszkola nie zamierza jednak odpuszczać swojej pracodawczyni:

Ja mam spore haki na panią Węgorzewską i nie zawaham się użyć ich w sądzie. To jest grubsza sprawa. Nie pozwolę, by ktoś mnie źle traktował w miejscu pracy i odzywał się do mnie wulgarnie. Wielu rodziców było tego świadkami. Nie bez powodu razem ze mną odszedł cały personel. Zarzutów wobec mnie nie komentuję. Ona ma swoje dowody, ja mam swoje.

Czyja wersja wydaje się Wam bardziej prawdopodobna?