Jarosław Kuźniar udzielił obszernego wywiadu do ostatniego numeru magazynu "Twój Styl". Dziennikarz opowiedział o tym, jak wyczerpującym fizycznie zadaniem jest prowadzenie porannej audycji w TVN24 "Wstajesz i wiesz":

Reklama

Kładę się około północy, nie potrafię wcześniej. O czwartej zmuszam budzik do drzemki. Mija pięć, dziesięć minut. Budzi się Zosia, cieszę się na pierwsze spotkanie z dzieckiem. Fajnie, że udało się nam się tak zgrać. Niby sekunda, ale rano to wieczność. Nagle robi się 4.30, więc muszę lecieć. Robię wszystko na ostatnią chwilę, bo to nakręca. Kiedy czuję adrenalinę i strach, że się spóźnię, jestem mniej senny. Do stacji nie wchodzę, tylko wbiegam. Czasem ktoś ma pretensję, że nie pogadam, ale ja muszę mieć chwilę, żeby się skoncentrować, wybudzić, przejrzeć gazety.

Kuźniar stwierdził jednak, że przyzwyczaił się do nietypowego trybu dnia i nauczył się wykorzystywać każdą wolną chwilę na regenerację sił:

Nauczyłem się regenerować szybko i niekoniecznie kładąc się do łóżka. Najczęściej wychodzę ze studia o 10.30. Jeśli półtorej godziny później mam zajęcia ze studentami dziennikarstwa w SWPS, na pół godziny zasypiam w samochodzie na parkingu. Potem budzę się jak Japończyk i jadę dalej. Przed narodzinami córki mogłem położyć się w domu i odespać. W życiu "po Zośce" nie mam takiej możliwości, więc łapię momenty, kiedy mogę na chwilę zamknąć oczy i odsapnąć. Zebrać siły przed kolejną akcją.

Okazuje się jednak, że prowadzenie tak wyczerpującego trybu pracy od sześciu lat, ma negatywny wpływ na zdrowie fizyczne dziennikarza:

Jeśli mówię, że śpię cztery godziny przez pięć dni w tygodniu, wydaje się to mało, ale do wszystkiego człowiek jest w stanie przywyknąć. Jasne, częściej boli mnie głowa, łatwiej łapię przeziębienia, lekarz zmusza mnie, żebym zawalczył o niższe ciśnienie, ale wciąż udaje mi się trzeźwo mówić od tej szóstej rano. W szybkim tempie wytrzymuję dwa tygodnie, później z każdą kolejną środą, czwartkiem coraz gorzej mi się wstaje i funkcjonuje. Kiedy przychodzą dni, że zaczynają mi wypadać włosy i krew leci z nosa, to znak, że zbliżają się wakacje. Staram się wyjeżdżać najczęściej, jak mogę. Z dziewczynami - czyli żoną i córką - lub sam. Raz w roku biorę miesięczny urlop, tak jestem umówiony z szefem, inaczej bym nie wyrobił. Nie da się być cały czas na 200 procent. Dopiero w trzecim tygodniu wakacji zaczynam spać dłużej.

Kuźniar wyznał jednak, że jako dziennikarz newsowy nie może pozwolić sobie na zbyt długą przerwę od bycia na bieżąco z najważniejszymi wydarzeniami:

Reklama

Najpierw ze zmęczenia i ze złości odcinam się od informacji, później dość szybko wracam. To jest właśnie ten cholerny zawód - nie można się wyłączyć. Muszę przeglądać serwisy informacyjne chociaż raz dziennie, żeby po powrocie nie być pustą kartką, niewiarygodnym, nieprzygotowanym, nie dać się zaskoczyć w rozmowie. Sprawdziłem kiedyś, że odcięcie się na kilka tygodni powoduje, że siedzi się potem miesiąc i nadrabia. Bolesne. Po takiej przerwie wejście w świat newsów jest trudne. Ale nie jest tak, że w hotelu non stop leci CNN. Żeby nie zwariować, potrzebuję ciszy.

Cały wywiad z Jarosławem Kuźniarem można znaleźć w najnowszym numerze magazynu "Twój Styl".