Przed swoim wyjazdem do Ameryki, Doda w wielu wywiadach zapewniała, że ma dość polskiej mentalności i zamierza rozpocząć nowe życie w Los Angeles, gdzie będzie spędzała czas na plaży zajadając się "lobsterami". Jednak po dwóch miesiącach spędzonych w USA, gwiazdka zmieniła zdanie i uznała, że nie mogłaby mieszkać za oceanem:

Reklama

Pojechałam do Los Angeles na ponad miesiąc i przestało mi się podobać. Jedzenie, sposób bycia, natura kobiet, smog, w którym tonie całe miasto. - wylicza Doda.

Piosenkarka dodała także, że zupełnie nie odpowiadają jej Amerykanie, których to przed wyjazdem tak bardzo chwaliła za docenianie celebrytów, pozytywne nastawienie i życiowy luz. Po dwóch miesiącach spędzonych w amerykańskiej kulturze, zauważyła mankamenty jej przedstawicieli:

Na przykład nie przepuszczają kobiet w drzwiach. Tam nie ma dżentelmenów. Jeżeli jakikolwiek facet płaci za kobietę w restauracji, to na pewno przyjechał z Europy. Przyjaciółki z USA żaliły mi się, że kiedy zapraszane są na randki, mężczyzna dla siebie zamawia szampana i dwa dania, a ona sałatkę. Po czym on mówi: 'Płacimy na pół'. To chyba nie jest na moje nerwy. Oblałabym go tym szampanem! - mówi zdegustowana gwiazda w "Przyjaciółce".

My zastawiamy się tylko, czy ta nagła niechęć do Ameryki i jej mieszkańców naprawdę wynika z obserwacji życia za oceanem, czy też z faktu, iż do Dody w końcu dotarło, że nie uda jej się zrobić tam kariery. Przyzwyczajona do bycia gwiazdą w Polsce, w Ameryce musiałaby pogodzić się z faktem, iż jest jedną z tysięcy cudzoziemek, które liczą na spełnienie swojego "american dream".