Olga Frycz była gościem podcastu Żurnalista. W trakcie rozmowy aktorka wróciła pamięcią do związku z mężczyzną, który lata temu porzucił dla niej ówczesną żonę.
Żurnalista opublikował w sieci fragment wywiadu, w którym Olga odnosi się do tego romansu sprzed lat. Podcaster stwierdził, że aktorka"ma w sobie coś wyjątkowego, prawdę i ból", a on sam słuchając jej zwierzeń, miał gęsią skórkę. Zaapelował także do słuchaczy, by nie oceniali Frycz zbyt pochopnie.
Mój gość mówi szczerze i otwarcie, czasami bije się w pierś. Zanim zaczniecie cokolwiek oceniać, weźcie kilka głębszych oddechów- napisał.
Olga Frycz wspomina związek z żonatym mężczyzną: Bardzo mi się dostało
Olga w rozmowie wyznała, że była "bardzo nieszczęśliwie zakochana". Powiedziała, że ta miłość była "dziwna" i było to "ślepe zakochanie", które wprowadziło ją w swego rodzaju życiowy "labirynt". Potwierdziła, że chodzi o jej związek z o 16 lat starszym mężczyzną, który zostawił dla niej żonę.
Olga przyznała, że szybko dowiedziała się, iż jej ukochany jest żonaty, lecz wówczas była już w nim bardzo zakochana.
Sytuacja, w której związałam się z żonatym mężczyzną, to jakby jedyne, co mam na swoje usprawiedliwienie, to to, że byłam bardzo zakochana, bardzo. Wchodząc w to zakochanie, nie miałam pojęcia o sytuacji, która jest. Oczywiście bardzo szybko się dowiedziałam, że tam jest taka sytuacja, ale już bardzo, bardzo kochałam. Bardzo mi się dostało, ja miałam wtedy 23 lata, no i byłam skandalistką - powiedziała.
Co prawda aktorka nie wymieniła go z imienia i nazwiska, ale nietrudno się domyślić, że chodzi właśnie o Jacka Borcucha, z którym poznała się na planie filmu "Wszystko, co kocham".
Olga Frycz ocenia swój związek z Jackiem Borcuchem: To jest dla mnie rzecz haniebna
Olga przyznała, że dziś nigdy nie zaangażowałaby się w relację z żonatym mężczyzną. Dodała, że to je "dostało się najbardziej".
(...) To jest dla mnie rzecz haniebna, już teraz wiem, że nigdy więcej bym się w taką sytuację nie wplątała, natomiast wytłumaczeniem była miłość. Mnie się dostało najbardziej, bo zawsze dostaje się młodym dziewczynom. Ja byłam złem wcielonym - stwierdziła.
Frycz powiedziała, że czas związku z Borcuchem, był dla niej dziwnym. Wyznała, że nie mogła raczej publicznie wypowiadać się na ten temat i na co dzień musiała ukrywać swoje uczucia do reżysera.
My tak niby byliśmy razem, ale nigdzie razem nie wychodziliśmy. Jak byliśmy gdzieś razem na jakiejś premierze, czyli wiadomo, że będą nam robić zdjęcia, to było udawanie, że nie jesteśmy razem. To była jakaś paranoja. Ja się czułam wtedy bardzo niedowartościowana, zakompleksiona, smutna - opowiadała.
Nie była też w stanie publicznie się bronić przed krytycznymi opiniami.
Sytuacja była bardzo nieprzyjemna i to jest taka rzecz, która leży mi na sercu i czuję, że to nie było dobre zachowanie. Z perspektywy czasu wiem o tym, że nie powinnam wchodzić w tę relację - powiedziała.