Piotr Polk w rozmowie z Plejadą powiedział, że obecnie czuje się bardzo dobrze. O tym, że przeszedł przeszczep nerki początkowo wiedziała tylko jego najbliższa rodzina.

Reklama

Wolałem walczyć o zdrowie w ciszy. Okres, kiedy chorowałem, otworzył mi oczy na wiele spraw. Na to, co w życiu ważne i kompletnie nieistotne. Na ludzi, których lubię, kocham i tych, którzy są tylko chwilą w moim życiu – którym nie należy ufać, schlebiać czy kłaniać się w pas - wyznał.

Dlaczego w końcu zdecydował się powiedzieć o tym, co go spotkało publicznie?

Dzisiejsza kondycja polskiej transplantologii. Coraz więcej osób czeka na przeszczep, liczba dawców maleje. COVID jeszcze pogorszył i tak już trudną sytuację. W Polsce wskaźnik przeszczepów jest jednym z najniższych w Europie. Doszedłem do wniosku, że moją historią mogę pomóc wielu osobom - tłumaczył.

Reklama

Jeżeli ktoś z naszej rodziny zmarł i jego narządy nadają się do przeszczepu, możemy oddać je w jego imieniu innym i tym samym uratować życie kilku osobom. Polskie prawo w tej kwestii jest bardzo proste. Zakazuje pobrań narządów tylko osobiście podpisany brak zgody na ich pobranie - dodał.

Zapytany o to, czy się bał, odpowiedział, że nie wpadł w panikę ani histerię.

Reklama

Poza tym czułem, że to nie przypadek, że tak szybko trafiłem na stół operacyjny. To znaczyło, że mam coś jeszcze na tym świecie do zrobienia - stwierdził.

Do pracy wrócił trzy miesiące po przeszczepie.

Do pracy wróciłem niecałe trzy miesiące po przeszczepie. Oczywiście, cały czas muszę regularnie chodzić na badania i do końca życia brać leki immunosupresyjne, które zapobiegają jakiemukolwiek odrzutowi. Ale zupełnie mi to nie przeszkadza. W moim wieku każdy już łyka jakieś tabletki. Na szczęście, te, które biorę, nie odbijają się w negatywnie na koncentracji, myśleniu, czy energii. Pozwalają mi za to normalnie funkcjonować - mówił.

Jedyne, co mogę powiedzieć, to, że dziś czuję się silniejszy, niż byłem kiedyś. I już wiem, że zdrowie i życie są ważniejsze od jakiejkolwiek propozycji - podsumował.