Twórcą musicalu "Metro" jest ojciec Jakuba Józefowicza - Janusz.
Okazuje się, że młody aktor długo nie dał się namówić na angaż do głównej roli w przedstawieniu, które od ponad 30 lat nie schodzi z afisza i sceny.
Wszystkiego po trochu. Po pierwsze, to musical – legenda. Po drugie, to naprawdę wymagający muzycznie repertuar. A po trzecie, jestem synem twórcy tego spektaklu i nie chciałem, żeby ktoś posądził go o nepotyzm. Dlatego, gdy ojciec zaproponował mi, żebym dołączył do obsady "Metra", na początku odmówiłem. Chciałem iść swoją drogą - tak Jakub odpowiedział na pytanie o to, czego się bał, że nie chciał przyjąć tej roli.
Przyznaje, że w pewnym momencie stwierdził, że żałowałby gdyby tego nie zrobił.
Pewnego wieczoru jednak poszedłem na "Metro". Siedząc na widowni, praktycznie przez cały spektakl miałem ciarki. Doszedłem do wniosku, że żałowałbym, gdybym nie spróbował skonfrontować się z tym materiałem. Wychowywałem się na próbach do "Metra", więc znam ten spektakl na wylot. Można powiedzieć, że płynie on w moich żyłach. Oczywiście, zdawałem sobie sprawę z tego, że wszystkie oczy będą zwrócone na mnie i jeśli pójdzie coś nie tak, zostanę zjedzony żywcem. Ale chciałem wyjść temu naprzeciw. Zwłaszcza że scena szybko wszystko weryfikuje. Publiczność albo cię kupuje, albo nie. Wystarczy przyjść na "Metro", by się o tym przekonać - powiedział w rozmowie z Plejadą.