Kasia Tusk wraz z córką trafiła do szpitala pod koniec grudnia. Jej mąż - Staszek Cudny został w domu z drugą córką, która urodziła się w 2019 roku.
Teraz córka byłego premiera powiedziała, dlaczego nie obyło się bez hospitalizacji.
Okazuje się, że dziewczynka chorowała na COVID-19. Pojawiło się też podejrzenie rozwinięcia się sepsy.
Trafiłyśmy tutaj podobno w ostatniej chwili, chociaż jeszcze dzień wcześniej uspokajano mnie, że nic nie daje powodów do zmartwienia i po niedawnym zachorowaniu moich dzieci na koronawirusa mogę już odetchnąć spokojnie – napisała Kasia Tusk na Instagramie.
Chociaż szpitalna rzeczywistość jest dosyć absorbująca to nie brakuje nam czasu na tęsknotę. Tęsknimy do tych, których zostawiłyśmy w domu, do nakrytego stołu, do śliniącego się Portosa (psa rodziny Kasi Tusk - red.), do rozmów przy porannej kawie, do wolności i słodkiej beztroski – napisała.
Kwestia kilkunastu, a może nawet kilku godzin nim doszłoby do sepsy, bo parametry stanu zapalnego były już bardzo niepokojące i pogarszały się dosłownie z chwili na chwilę. Z małego i słabnącego ciałka trzeba było pobrać płyn mózgowo-rdzeniowy, aby wykluczyć zapalenie opon (w trybie pilnym więc o żadnym znieczuleniu nie było mowy) i zrobić całą serię mniej i bardziej inwazyjnych badań, na widok których chyba każdej mamie robi się słabo - wyjaśniła.
Dodała, że choroba bardzo osłabiła jej córkę i sprawiła, że szybko rozwinęła się infekcja bakteryjna.
Niestety poważne infekcje wirusowe często torują drogę bakteriom - napisała.
Kasia wyjaśniła, że opisała całą sytuację, bo stan jej córki się polepszył.
Podkreśliła, że gdyby była taka możliwość zaszczepiłaby swoje dzieci przeciw COVID-19.
Wiele bym dała, aby móc oszczędzić mojej córeczce bólu, długotrwałej antybiotykoterapii i pobytu w szpitalu. Jak każda mama - napisała.
Do wpisu dołączyła wideo, na którym widać, jak mąż i starsza córka oraz rodzice Kasi Tusk wpierają ją i jej dziecko przed budynkiem szpitala w noc sylwestrową.