Dziennikarz TVN 24 kilka miesięcy temu wyznał, że ma transpłciowe dziecko. Swoje doświadczenia i historie innych rodziców opisał w książce "My, trans".
W rozmowie z wp.pl opowiedział o tym, że jego córka musiała formalnie zwrócić się przeciwko rodzicom, by dopełnić formalności związane ze zmianą płci. Okazuje się, że polskie prawo nie widzi obecnie innego rozwiązania prawnego, jeśli chodzi o uznanie osób transpłciowych np. przez Narodowy Fundusz Zdrowia.
Dziecko musi mnie pozwać, oskarżyć o to, że wraz z żoną źle określiliśmy jego płeć przy narodzinach - mówi Jacoń.
Nasze dziecko nie ma jeszcze nowego dowodu. Jesteśmy właśnie na etapie rozpraw sądowych. Absurd tej sytuacji demaskuje się na każdym kroku. Córka mieszka w Warszawie, ja tam pracuję, ale dom jest w Trójmieście, więc wziąłem od niej pozew przeciwko nam i samodzielnie złożyłem go w sądzie w Gdańsku. Żeby było szybciej. Po pół roku przyjechaliśmy żoną i z Wiktorią na rozprawę. (...) Byliśmy bardzo zestresowani, spięci. Wchodzimy na salę, trzymając się za ręce, i pierwszy komunikat, który słyszymy od sądu, to, że pani powinna usiąść po tej stronie, a państwo naprzeciwko. Jako oskarżeni i strona pozywająca. (...) Sędzia podkreślała, że ma świadomość złożoności sprawy, ale i tam nie umiała wyjść poza gorset nieprzystających do niej norm - wyjaśnił dziennikarz.
Córka stanęła przed sądem i musiała na głos wypowiedzieć swoje stare imię. Zrobiła to szeptem. Sąd poprosił, aby powiedziała głośniej. I w tym momencie się rozpadła. Zaczęła płakać - opisał zaistniałą sytuację.
Dodał, że nigdy nie przestanie martwić się o własne dziecko.
Przez to, jak polskie państwo traktuje osoby trans, wiem, że będę się martwić o własne dziecko przez cały czas. Bo może ktoś w pewnym momencie zacznie do niej w gabinecie lekarskim mówić per "pan", bo zasłoni się klauzulą sumienia - powiedział.