Głos w sprawie śmierci 30-letnie Izabeli z Pszczyny zabrała Ewa Minge. Kobieta zmarła w 22. tygodniu ciąży na skutek wstrząsu septycznego.

Długo się zastanawiałam, czy opisać moje osobiste doświadczenie, które pomimo upływu czasu jest dla mnie bolesne. Ale uznałam, że głos osób popularnych jest mocniejszy i może kogoś zainspiruje moja historia. Planowałam dużą rodzinę, chciałam mieć minimum troje dzieci. Trzecia ciąża nie była więc przypadkiem - pisze Minge.

Reklama

Okazało się, że jej ciąża przebiega z komplikacjami. Lekarz zaproponował jej aborcję. Projektantka nie zgodziła się i wypisała ze szpitala. Problemy jednak nie minęły i znowu zgłosiła się do lekarza. Ten przedstawił sprawę jasno: albo usunie ciążę, albo umrze sama.

Kolejne dwie doby, krwawienie, fatalne samopoczucie i pojechałam znowu do lekarza. Usiadł naprzeciwko mnie, wziął za rękę i mówi: "Ma pani dwoje zdrowych dzieci, ma pani więc dla kogo żyć. Natura czasem wie, co robi i ta natura wyraźnie nie chce tej ciąży w pani. Proszę nie igrać z życiem w imię życia, bo umrze pani razem z tym płodem. Nie nazwał go dyplomatycznie dzieckiem. I dodał, że moje dzieci zapłacą najwyższą cenę, bo stracą matkę - wyjaśnia Minge.

Stan prawny, to jedno a stan służby zdrowia to drugie. Tu można było zgodnie z prawem wykonać aborcję. Co spowodowało, że nie została wykonana? Niezrozumienie ustawy? Czy ludzka ignorancja i sytuacja opisana przez koleżankę z sali i matkę zmarłej dziewczyny? Niestety jest to normą, znieczulica, anonimowy pacjent z numerkiem choroby, który jest intruzem, problemem w dolinie bogów, którzy szafują ludzkim życiem. Ustawa też jest tu winna, bo kobieta powinna mieć prawo w takiej sytuacji nakazać usunięcie takiego płodu bez czekania na decyzje lekarza - tymi słowami kończy swój wpis.