Natomiast uprawiając zawód publiczny, trudno całkowicie od tego uciec. Dziś przecież wszyscy bez przerwy opowiadają o sobie. Internet obudził z letargu zaimek "ja" i jest on odmieniany przez wszystkie przypadki. Mnie wychowywano w poczuciu, że wstyd jest pewnym gorsetem - stwierdza aktor.

Reklama

Właśnie ukazał się wywiad-rzeka z aktorem "Bez oklasków".

Obecnie zapanował bezwstyd. Informujemy cały świat o tym, co jemy, co wydalamy, gdzie jesteśmy, z kim jesteśmy, w jakich pozycjach jesteśmy. Za moich czasów były to rzeczy intymne, wstydliwe i chowane na własny użytek. Cywilizacja przechodziła przez różne okresy. Teraz niewątpliwie nastał czas anarchii. To się może skończyć jakimś totalnym obozem koncentracyjnym obyczajów i norm. Czy tak będzie? Nie mam pojęcia - mówi Englert.

W rozmowie przyznaje, że jest przeciwnikiem zwierzania się światu ze swoich trosk i cierpień.

Zawsze jestem szczery. Tylko ta moja szczerość jest opakowana. Ma formę. Jestem przeciwnikiem bezwstydnej wiwisekcji i zwierzania się światu z boleści, chorób, zdrad i cierpień. Wychowano mnie w poczuciu, że prawdziwy jeleń, gdy jest ranny, wchodzi w krzaki. Dopóki nie wyzdrowieje, to z nich nie wychodzi. W tej chwili trudno jest to zrobić, bo z każdego krzaka wyskakuje jakiś paparazzi, więc trzeba znaleźć inną formę chowania się - uważa.

I dodaje, że jego zdaniem są na to dwa sposoby: "Albo mówić tak dużo, żeby nic z tego nie wynikało. Albo kpić z tego, co inni mówią o nas i co sami o sobie mówimy".