Gwiazda wpadła do Melbourne na jeden dzień, gdzie zrobiła spore zakupy. W eleganckim butiku w 40 minut wydała 5560 dolarów! Podczas konferencji prasowej opowiedziała, jak się cieszy, że może w ten sposób wspomóc australijską gospodarkę. I dzięki temu zaskarbiła sobie wdzięczność australijskich polityków.

Reklama

"Oczywiście nie mam takiego doświadczenia w robieniu zakupów jak panna Hilton, lecz Australia z pewnością jest do tego świetnym miejscem” - zachwalała swój kraj wicepremier Julia Gillard.

Jednak zasługi gwiazdy nie są tak nieocenione w dobie kryzysu finansowego, jakby się mogło wydawać. Paris, poza zakupami, w odwiedzanych butikach dostała też sporo prezentów. Poza tym za sam udział w imprezie sylwestrowej w Sydney dziedziczka hotelowej fortuny dostała 100 tysięcy dolarów!

Zatem Paris na całej wyprawie znacznie zarobi, a jej wkład w poprawę australijskiej gospodarki wydaje się wysoce wątpliwy. I dlatego na Paris spadły - oprócz pochwał - także gromy.

Tim Costello, szef fundacji charytatywnej World Vision Australia stwierdził, że za kwotę, jaką dziedziczka hotelowej fortuny wydała podczas zakupów, można byłoby wyżywić wszystkich mieszkańców dwutysięcznej wioski w jednym z krajów Trzeciego Świata.

Do Costello przyłączył się Les Twentyman, pracownik organizacji Open Family i lokalny polityk, który stwierdził, że fakt wydania tak ogromnej kwoty na własne przyjemności jest haniebny.

"To oburzające, by wydawać pieniądze w ten sposób. Niektórzy ludzie są bezdomni, tysiące osób w każdym tygodniu traci pracę, dlatego takie zachowanie jest nieakceptowane” – twierdzi Twentyman.