Choć Hubert Urbański nie jest nowicjuszem, nową pracą denerwuje się jak mało kto. Nic dziwnego. Kręci właśnie odcinki "Milionerów". Po tym, jak w niesławie odszedł z TVN, dostał od stacji kolejną szansę. Jeśli coś pójdzie nie tak, długo będzie musiał szukać kolejnego zajęcia - pisze "Fakt".

"Milionerzy" wracają na ekrany już 19 stycznia. Właśnie zostały nakręcone dwa pierwsze odcinki programu. Mimo że zdjęcia zaczęły się w sobotę, Hubert musiał być w Krakowie już w piątkowy wieczór. Następnego dnia praca trwała bez przerwy do północy. Wydawałoby się, że po tak wyczerpującym dniu człowiek marzy tylko o gorącej kąpieli i wygodnym łóżku. Tymczasem Huberta poniosło na stację benzynową.

Tam się snuł, oglądał, co jest na półkach (choć przecież wiadomo, czego się można spodziewać na stacji benzynowej), kupił loda w wafelku, rozmawiał z ludźmi. Dopiero potem skierował się do hotelu. Mamy nadzieję, że nie spędził bezsennie tej nocy.

Przed Hubertem stoi bowiem wielkie zadanie. Jako prowadzący program musi spełnić wysokie wymagania widzów i zachęcić ich do oglądania show. A to nie będzie łatwe. Widzom mogło się nie spodobać to, co ujawniła prasa jesienią ubiegłego roku: niemal w przeddzień 6. edycji "Tańca z gwiazdami" Hubert zażądał podwyżki, i to do 50 tysięcy za odcinek. Podwyżki nie dostał, innej pracy też. W końcu wrócił do TVN. Ale czy nadal będzie ulubieńcem widzów? - pyta "Fakt".





Reklama