Impreza mająca jednoczyć Belgów paradoksalnie jeszcze mocniej uwypukliła podziały między żyjącymi w tym kraju Flamandami mówiącymi po niderlandzku a francuskojęzycznymi Walonami.

Są one widoczne w Belgii niemal na każdym kroku. Jaskrawym przykładem tego było m.in. to, że w trakcie niedawnych największych belgijskich targów książki w Gandawie na północy kraju zamieszkanej przez Flamandów trudno było znaleźć jakąkolwiek publikację w języku francuskim. Z kolei zdobywczyni brązowego medalu w judo w trakcie olimpiady w Atlancie musiała wysłuchać ostrej krytyki ministra sportu z francuskojęzycznej Walonii za to, że przyjęła gratulacje z rąk przedstawiciela rządu, Flamanda. "Żyjemy w dwóch różnych światach" - przyznaje tygodnikowi "Weltwoche" Geert Bourgeois, minister spraw zagranicznych regionu Flandrii.

Reklama

M.in. z powodu tych podziałów Belgia znajduje się w poważnym kryzysie politycznym. 10 grudnia minęło dokładnie pół roku od wyborów parlamentarnych rozpisanych po dymisji premiera Guya Verhofstadta. Nowy rząd miał sformułować przywódca flamandzkich chadeków Yves Leterme. Rozmowy koalicyjne zakończyły się jednak fiaskiem.

Trudno się więc dziwić, że lingwistyczna wpadka nowej miss - córki Belga i Czeszki - spowodowała w Belgii takie kontrowersje. I choć ostatecznie nie przeszkodziło jej to w zdobyciu korony, to bucząca i gwiżdżąca publika spotęgowała ogólnokrajową kompromitację kandydatki. Mało tego. Media we flamandzkiej części kraju - w szczególności internetowe - nie zostawiły na niej suchej nitki, pomimo późniejszych wypowiedzi Poulicek o tym, że "flamandzka i francuska część kraju muszą ze sobą rozmawiać i nawzajem się uzupełniać". Na nic zdały się też tłumaczenia nowej miss, że do kraju przeprowadziła się niespełna sześć lat temu, a na lekcje flamandzkiego zaczęła uczęszczać niedawno.

Reklama