Jego wybranką jest 41-letnia Laurence Ferrari, popularna dziennikarka specjalizująca się w wywiadach z politykami. "Według naszych informatorów Ferrari jest częstym gościem w Pałacu Elizejskim. Parę widziano również wieczorem w jednej z restauracji w centrum Paryża" - przekonuje gazeta, jako dowód prezentując niewyraźne zdjęcie Sarko i Ferrari podczas wspólnego posiłku.

Reklama

"Laurence była również z Sarkozym pod koniec października w Maroku. Poleciała tam rządowym samolotem. Nie wiedzieć czemu, jej podróż utrzymywano w tajemnicy. Trudno w takim wypadku niczego nie podejrzewać" - uzupełnia te informacje jeden z portali internetowych.

Dziennikarze podkreślają, że para ma ze sobą wiele wspólnego, m.in. oboje rozstali się niedawno ze swoimi partnerami. Rozwody szeroko komentowane były przez media. O rozpadzie prezydenckiego małżeństwa spekulowano od dawna, kilka tygodni temu sąd w Neuilly-sur-Seine orzekł separację Cecilii i Nicolasa Sarkozych. Również Ferrari ogłosiła niedawno, że jej związek z Thomasem Huguesem dobiegł końca. Prasa rzuciła się na szczegóły małżeńskiego kryzysu pary, która we Francji słynie ze znakomitych wywiadów oraz reportaży piętnujących patologie na szczytach władzy.

Oczywiście, rzecznik prezydenta Francji odmówił komentarza w tej sprawie. "Proszę sobie zapamiętać raz na zawsze, że życie prywatne Nicolasa Sarkozy’ego nie jest tematem do dyskusji" - podkreślił. Na takie deklaracje jest już jednak za późno. Mimo rygorystycznego prawo broniącego polityków przed wścibskimi dziennikarzami Francuzi coraz bardziej domagają się od mediów szczegółów z życia prywatnego głowy państwa. Specjaliści podkreślają jednak, że Sarkozy sam jest sobie winien. "Żaden poprzedni kandydat na prezydenta Francji nie wykorzystywał życia prywatnego tak jak Sarkozy, by zdobywać punkty polityczne. Teraz to się na nim mści" - pisze jeden z politologów.

Reklama

"Czasem mam wrażenie, że wystarczy, że Sarko uśmiechnie się do jakiejś kobiety, a prasa już ma gotowy temat na czołówkę" - dodaj Matthew Campbell, paryski korespondent "The Times". Niedawno bohaterką mediów była niejaka Tinka Milianowić, 33-letnia dziennikarka z Bośni, którą Sarko poznał podczas lipcowej wizyty w Libii. Zrobiono im zdjęcie w hotelowym lobby, później dziennikarze odkryli, że do pokoju Milianowić posłaniec dostarczył bukiet róż. "Pierwsza dama z Bośni?" - zastanawiały się bulwarówki. Plotki stały się tak nieznośne, że dziennikarka wystąpiła w belgijskiej telewizji i podczas wywiadu zaprzeczyła, że ma romans z prezydentem. "Ja z nim tylko przez chwilę rozmawiałam" - mówiła Milianowić.

"Jeśli teraz tyle mówi się o romansach prezydenta, to co będzie, gdy podczas oficjalnych uroczystości ktoś rzeczywiście pojawi się u jego boku" - pyta komentator dziennika "Le Monde".