Biała furgonetka, która tuż przed jedenastą pojawiła się na stadionie Polonii, symbolizuje definitywny rozpad ich związku. Dwóch kurierów wyjęło z bagażnika duże, oklejone taśmą niebieskie worki z wielkim napisem "Radosław Majdan". Zostawili je na miejscu i odjechali. Klamka zapadła.
"Fakt" zastanawia się, czy ten incydent to początek brutalnej wojny między Dodą i Majdanem. Pytanie zasadne, bo jeszcze niedawno wydawało się, że para przestała drzeć ze sobą koty. Widać było, że ich miłość umiera, ale oboje sprawiali takie wrażenie, jakby chcieli pielęgnować przyjaźń.
Wygląda jednak na to, że i przyjaźni nie będzie. "Fakt" pisze, że Doda nie chce już bawić się w tym związku w ciuciubabkę. Znudził jej się mąż, na którego nie może w pełni liczyć. Bulwarówka przypomina, że Majdan był niedawno przyłapany na flircie z nieznajomą blondynką. Później, gdy Doda cierpiała z powodu kontuzji kręgosłupa i leżała w szpitalu, byli przy niej wszyscy bliscy oprócz Radzia. On w tym czasie wybrał towarzystwo kolegów i dobrą zabawę. "Doda potrzebuje faceta z krwi i kości" - mówiła wtedy "Faktowi" przyjaciółka piosenkarki.
Zamówiła bagażówkę z osiłkami, kazała im popakować w worki wszystkie rzeczy swego eks-faceta i odprawiła ich z tymi klamotami na stadion warszawskiej Polonii. Ponieważ Radosław Majdan tam pracuje, bramkarz może przetrzymywać swoje rzeczy w okolicznej szopie. Bo na zwiezienie ich z powrotem do mieszkania Dody nie ma już szans - donosi "Fakt".
Powiązane
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama