Mimo że są rozwiedzeni już od lipca, Jacek wierzy, że jego związek z byłą już żoną Dorotą jeszcze się ułoży. Gotów jest zapomnieć dramatyczne wydarzenia z wiosny tego roku. Jednego dnia stracił żonę i wspólnika Bartka, bo to z nim odeszła Dorota. Gdy Jacek wrócił z tournee Ich Troje po USA i Kanadzie, zastał puste mieszkanie - informuje bulwarówka.

Choć nadal źle sobie radzi z samotnością, na brak zajęć nie narzeka. Przez ostatnie dwa miesiące tylko on zajmował się córeczkami. Dorota, zaabsorbowana nową miłością, jakoś nie miała do tego głowy. Kilka dni temu muzyk dogadał się z Dorotą. Teraz córeczki są na zmianę u niego i u mamy - donosi "Fakt".

Ostatnie dwa miesiące - jak powiedział "Faktowi" znajomy Jacka - nie były najlepsze. "Dorota nie zabierała w ogóle dziewczynek. Dzieci przez całe dwa miesiące były tylko z nim i nie widziały mamy. Wiem, że bardzo to przeżywał" - mówi. Na szczęście to już przeszłość. "Nie chcę mówić o tym, ważne, że wszystko jest już dobrze. Dziewczynki tydzień są ze mną, a tydzień z Dorotą" - opowiada "Faktowi" zadowolony Jacek. Jak wygląda ich dzień? "Wstajemy rano, zawożę Małgosię i Olę do przedszkola. O 16. je przywożę i jemy obiad" - mówi. "Gotowanie to moja najsłabsza strona, więc zamawiam obiadki w restauracji "- wyznaje bulwarówce. "Znalazłem taką dobrą, gdzie można wykupić nawet abonament na miesiąc, codziennie więc jemy coś innego" - dodaje.

Potem przychodzi czas na zabawę z córkami. Są klocki, kolorowanki, komputer, czytanie książek. "Ola lubi komputer, wybieram jej odpowiednie programy, dzięki którym się uczy - np. dobierania kształtów czy kolorów" - opowiada "Faktowi". "Małgosia za to woli rysowanie i układanie puzzli, jest w tym tak dobra, jak jej mama. Wspólny dzień kończy się około godz. 21".

Jacek stara się nie myśleć o tym, że żona z nowym partnerem mieszkają w tym samym bloku, zaledwie pięć pięter niżej. "Robimy wszystko, by się nie spotykać, choćby przypadkiem. Ale nie jest to proste, nawet miejsca parkingowe w garażu mamy obok siebie" - smutno dodaje Jacek. Nie zamierza jednak opuszczać swojego ukochanego mieszkania, zresztą dlaczego on miałby to robić? To byłoby bardzo trudne. Na apartament składa się pięć mieszkań, które połączył. Teraz ma ono powierzchnię 360 metrów. Aby nie oglądać pustych kątów, gdy akurat nie ma u niego dzieci, ucieka do miasta i spotyka się ze znajomymi. I ciągle wierzy, że wszystko się ułoży - donosi bulwarówka.

"Cały czas mam nadzieję, że to wszystko uda się poskładać do kupy. My przez 19 lat naprawdę się kochaliśmy" - mówi. "Może to błąd, że tak myślę, ale musi trochę wody w Wiśle upłynąć. Wiem, że muszę przetrzymać zimę, a od wiosny będzie dobrze" - wyznaje "Faktowi".