Niemiecki ksiądz Rainer Maria Schiessler postanowił wykorzystać festiwal piwa do dobroczynnych celów. Pracuje na nim jako kelner, od rana do późnej nocy, serwując gościom wyskokowe trunki. A zarobione w ten sposób pieniądze przeznacza na pomoc dla najbardziej potrzebujących.

Reklama

Duchowny zatrudnił się na czas Oktoberfest, czyli 16 dni. Jego rewir, jak pisze niemiecka gazeta "Sueddeutsche Zeitung", składa się z ośmiu wielkich stołów w jednym z największych namiotów imprezy. Wszyscy wiedzą, że to duchowny, bo nie rozstaje się ze swym czarnym strojem, ale i tak wszyscy mówią mu po imieniu, no bo jak tu zamówić piwo, zwracając się do barmana "Proszę księdza..."?

Widok księdza z tacą pełną złocistego trunku wielu gości dziwi, ale ci, którzy do Monachium na festiwal zjechali nie po raz pierwszy, już się do tego widoku przyzwyczaili. Rainer swój debiut miał bowiem rok temu. I tak mu się spodobało, że teraz też się zatrudnił.

Cały zarobek wielebny przeznaczyć zamierza na cel charytatywny. Na razie nie wiadomo jaki. Zresztą często zatrudnia się do pracy, żeby pomagać innym. Był już taksówkarzem w miejskiej korporacji, a dzięki pieniądzom z wożenia pasażerów sfinansował swoje studia teologiczne.

Władzom parafii, do której należy ksiądz, nie podoba się taka jego niezależność. Mówią, że pracując w dziwnych miejscach, kariery nie zrobi. Ale on się tym zupełnie nie przejmuje. Tłumaczy niemieckiej gazecie, że zawsze znajdzie sobie jakieś zajęcie i potrafi samodzielnie żyć.

Reklama