Jak donosi "Fakt":
Wojciechowskiej lotnisko w Hongkongu może się śnić po nocach. To właśnie tu podróżniczka była uwięziona przez dwa dni, gdy pył z chilijskiego wulkanu spowił przestrzeń powietrzną wschodniej Azji.
Teraz ekipa programu "Kobieta na krańcu świata" wracająca z nagrania odcinka na Samoa musiała awaryjnie lądować na tym lotnisku.
"Samolot linii Cathay Pacific, którym podróżowała Ekipa TVN z Martyną, z powodu bardzo poważnej awarii jednego silnika, po ponad 4 godzinach lotu zawrócił do macierzystego portu lotniczego. Po 8 godzinach z powrotem Hong Kong. W ciągu kilku godzin podstawiony zostanie nowy samolot, którym polecą do Frankfurtu. Kiedy dotrą do Polski - na razie nie wiadomo" - czytamy na koncie Martyny Wojciechowskiej na Facebooku.
Podróż Wojciechowskiej do Polski nieco się więc przedłużyła. A i tak miała trwać... 60 godzin.
- Apia - Auckland (Nowa Zelandia) - Sydney - Hong Kong - Frankfurt - Warszawa. Łącznie 60 godzin na pokładach samolotów i trzy dni w drodze - informowała podróżniczka..