Jak donosi "Fakt":
- Białoruś – to właśnie tam urodził się i wychował Gienek. Tam też w wieku 13 lat po raz pierwszy stanął z gitarą przed uliczną publicznością. – Proszę sobie wyobrazić kolesia z włosami zarzuconymi do tyłu, chociaż nie długimi piórami, w skórzanych albo i udających skórę spodniach, i biżuterii zrobionej z drutu. Myślałem, że zrobię na wszystkich wrażenie, tymczasem ludzie patrzyli na mnie jak na idiotę... – opowiada w jednym z wywiadów.
Gdy koledzy bawili się na podwórku, uganiali za piłką albo za dziewczynami, on wolał śpiewać i przebierać się za swoich idoli. Szybko zrozumiał jednak, że to może być jego sposobem na życie, a przede wszystkim na zarabianie pieniędzy. Gienek wspomina, że pierwsze pieniądze zdobył grając w mińskim metrze. – Pamiętam to dobrze, bo dostałem wtedy papierowego rubla, a nie byle jaką kopiejkę. Wtedy już wiedziałem, że to jest właśnie to co chcę robić – mówił w jednym z wywiadów.
Jest człowiekiem przebojowym, słucha instynktu. I nie boi się. Bo dla 17-latka decyzja o spakowaniu plecaka i przyjeździe do Polski z pewnością nie była czymś łatwym. Ale Gienek postawił wszystko na jedną kartę. – Przyjechałem pociągiem z Grodna na festiwal do Polski. Przywiozłem wtedy flaszkę spirytusu i cztery paczki papierosów. Wszystko, co zarobiłem, przepiłem. Spodobało mi się u was – opowiadał w jednym z wywiadów.
Miał w Polsce zostać jedynie kilka miesięcy. Jednak fascynacja Krakowem, do którego w końcu trafił, spowodowała, że w dawnej stolicy Polski mieszkał przez... 11 lat. I przez cały ten czas grał na ulicy.
– Ktoś wrzucił "kwas", ktoś inny "amfę" czy jointy. Nie wiedziałem, co z tym zrobić i w końcu zaniosłem to do apteki. Bywały też sytuacje, że ktoś widząc, jak gram, chciał mnie nakarmić – opowiadał mediom po latach. – Jak będę głodny, to sam coś zjem. Myślę, że w 90 procentach ludzie myślą, że zbieram sobie na wino. I to jest mój duży kompleks. Odkąd przestałem chlać, tym gorzej zaczęli o mnie myśleć. To mnie strasznie wkurza i wszystkich na siłę chcę przekonać, że nie jestem żebrakiem czy ćpunem – dodał.
Z Krakowa uciekł. Dlaczego? – Bo tak porobiło się w moim życiu. Powoli spadałem na dno, strasznie piłem. Na przekór sobie i wszystkim. Chciałem udowodnić, że po ciężkim wypadku wciąż jestem tym samym Gienkiem. Liczyły się tylko rock and roll i fajna zabawa. Nic poza tym – opowiadał w jednym z wywiadów.