Kura Lily jest oczkiem w głowie pracownicy organizacji charytatywnej Walijki Vicky i jej męża Sama Millsa z zawodu inżyniera. Traktują ją wręcz jak córkę. Kiedy pewnego dnia ptak zranił się o drut kolczasty, ich rozpacz nie miała granic. Poszarpane przez drut podudzie i noga Lily wyglądały fatalnie.

Reklama

Szybko pobiegli do weterynarza. "Ratuj pan naszą kurę" - zawołali. Weterynarz nie był w ciemię bity. Zwietrzył interes. "Potrzebna operacja" - uznał. I kura poszła pod nóż. Zabieg jednak nie przywrócił Lily sprawności w nodze.

Rozczarowani właściciele kury wybrali innego weterynarza. Ten też robił Lily operację. A Millsowie płacili. W sumie Lily przeszła siedem operacji, zaś jej właściciele musieli zaciągnąć kredyt na 2 tys. funtów (ok. 12 tys. zł) w banku, by zapłacić rachunki. Teraz przez rok spłacać będą pożyczkę.

"Nie pojechaliśmy nawet na urlop" - zwierzyła się Vicky. A całe to poświęcenie nie warte było funta kłaków. Bo weterynarze uznali, że poharataną nogę kury trzeba... amputować. Jak powiedzieli, tak zrobili. Teraz Lily skacze na jednej nodze po głowie swojej pani.







Reklama