Przez długie lata wieśniacy z chińskiej prowincji Henan, położonej nad Żółtą Rzeką, wierzyli, że wykopali z ziemi kości smoków żyjących tam dawno temu. W głowach im się nie mieściło, że może być to coś innego, skoro smoki to największe stworzenia, o jakich słyszeli, a kości była wielka góra. Jak się potem okazało, prawie... tona.

A skoro chłopi uznali, że to szczątki legendarnych potworów, od razu przypisali im wiele magicznych właściwości. I długie miesiące żyli w nadziei, że przyrządzane z kości mikstury wygonią z ciała nawet najgorszą chorobę.

Ścierali więc kości na proszek, którym potem posypywali rany, mając nadzieję, że szybko zagoją się, nie zostawiając blizn. Robili z proszku maści, którymi okładali bolące nogi i głowy. Inni jeszcze gotowali z kości zupy, bo przekonali sami siebie, że zawarty w nich wapń doda im niemal nadludzkich sił.

Sprawa nie wyszłaby pewnie na jaw aż do zniszczenia ostatniego bezcennego znaleziska, gdyby nie to, że przedsiębiorczy Chińczycy zaczęli handlować szczątkami dinozaurów. Wmawiali kupcom, że to kawałki smoków. Tak niedawno natknął się na nie jeden z paleontologów. Naukowiec nie miał wątpliwości: to kości prehistorycznych dinozaurów - i zawiadomił o znalezisku władze.

Eksperci nie mogli przeboleć, kiedy okazało się, że z tony kości zostało już tylko 200 kilogramów. Okazało się bowiem, że wieśniacy znaleźli je 20 lat temu i przez ten czas regularnie wydłubywali sobie po kawałku z ziemi kawałki dinozaurów, niszcząc je bezpowrotnie.