Ich przeznaczeniem było skończyć w dziecięcej wannie. A tymczasem tysiące plastikowych kaczek i towarzyszących im niebieskich żółwi oraz zielonych żab od 15 lat podróżuje po świecie.
Wszystko zaczęło się od przykrej przygody na Oceanie Spokojnym. Ze statku wiozącego 29 tys. plastikowych stworzonek woda zmyła jeden z kontenerów. Właśnie ten, w którym były kaczki.
Zabawki rozsypały się po wodzie, która zaczęła znosić je w różnych kierunkach. Przez ostatnie lata kaczki widziano m.in. na plażach wschodniego wybrzeża USA, Indonezji, Australii i Południowej Afryki.
Jednak najbardziej wytrwałe podróżniczki wybrały się na północ. Płynąc ponad krańcami Alaski i Kanady, minęły Grenlandię i dotarły do Arktyki. Tam zatrzymały się na dłużej - a ściślej zatrzymał je lód, który na jakiś czas skuł kaczuszki. Teraz jednak zabawki zmierzają w stronę Wielkiej Brytanii. Tego lata mają się pojawić na plażach południowo-wschodniej Anglii.
Skąd wiadomo, co działo się z kaczkami? Jak pisze "Daily Mail", los plastikowych wędrowniczek przez cały czas pilnie śledzili amerykańscy oceanografowie. Dzięki podróżom zabawek dowiedzieli się bardzo wiele o ruchach wielkich mas wody w oceanach.
Ale poza korzyścią dla nauki, plastikowa kaczka wyrzucona na brzeg może przynieść też radość znalazcy. Amerykańska firma, dla której je wyprodukowano, za każdy odnaleziony egzemplarz płaci 50 funtów, czyli ok. 300 złotych.