Takiego zamieszania policjanci z Hampton nie pamiętają. Najpierw groźnie brzmiący telefon od uzbrojonego psychopaty. Potem błyskawiczna akcja, uwolnienie zakładników i... żadnego porywacza.

Policjanci bardzo przejęli się groźbą uprowadzenia klientów restauracji. Zmobilizowali wszystkie siły i pojechali na akcję. Kiedy ludzie siedzący w barze zobaczyli zjeżdżające pod lokal dziesiątki radiowozów, wpadli w panikę. Byli przekonani, że dzieje się coś złego. Nie wiedzieli, co robić i gdzie uciekać. Wpadli na pomysł, by skryć się w wielkiej lodówce. Zamknęli drzwi od środka i czekali, co się stanie.

Policjanci chcieli - jak to zwykle bywa w takich sytuacjach - najpierw negocjować z porywaczem. Wołali, namawiali, grozili. Jednak nikt się nie odzywał. Wreszcie wtargnęli do środka. Ubezpieczając się nawzajem, przeszukiwali stopniowo każdy kąt. Ale nikogo nie było - ani porywacza, ani zakładników. Jednak przerażeni ludzie, którzy obserwowali całe zamieszanie, cały czas wierzyli, że w środku jest uzbrojony bandyta.

Zobacz wideo>>>

W końcu policjanci zdecydowali się zajrzeć do lodówki. Tam znaleźli wyziębionych "zakładników", którzy - jak się okazuje - sami wzięli się do niewoli. Ale policja się nie poddaje - chce wyjaśnić całą sprawę do końca. I dowiedzieć się, kto wyciął im i 14 "mrożonkom" taki dowcip.