W poświąteczny wtorek mieszkańcy tej małej wioski po dwóch dniach obżarstwa, jak sami mówią, zrzucają kalorie. Grają w palanta, i to od kilku pokoleń. "Wielkanoc trwa u nas trzy dni. W niedzielę siadamy za stołem i świętujemy, w poniedziałek lejemy się wodą, a we wtorek gramy w palanta" - mówią mieszkańcy wsi. Nieważne, że pada akurat rzęsisty deszcz. "To nasza tradycja. Bierzemy kije w ręce i biegamy za piłeczką" - mówi DZIENNIKOWI Zbigniew Sobczyński, który w tym roku dostąpił nie byle jakiego zaszczytu: awansował na matkę, czyli kapitana drużyny.

Reklama

Sobczyński doskonale wie, co mówi. Palant w Grabowie ma rzeczywiście wielowiekową tradycję. Nikt dokładnie nie wie, kiedy się narodził. Wiadomo jedynie tyle, że grano w niego w czasach, gdy Polska podzielona była na zabory. Pierwszymi zawodnikami byli miejscowi rzeźnicy. Dzisiaj ze świecą szukać po wsi przedstawicieli tej profesji, ale zwyczaj pozostał.

W poświąteczny wtorek na rynku stają naprzeciw siebie dwie drużyny. Jedna w piekle, druga w niebie. Przy głośnym dopingu reszty zaczyna się gra. To na jej cześć miejscowi poeci piszą rymowanki: "Niech nam żyje palant stary. Zawsze żywy, zawsze jary. Będziemy grali całe życie. A po śmierci i w błękicie. Raz na piekle raz na niebie. Jeszcze nie grasz - porwie ciebie. Taki palant gra ciekawa. Jest kibiców co niemiara". Kończąc wierszyk, poeta najwyraźniej spieszył się już na boisko...

Niektórzy gracze mają profesjonalne kije przypominające te do bejsbola. Inni biorą z domu zwykłe drągi, a nawet trzonki od siekiery. Nimi odbijają piłeczkę. Zasady? W Grabowie nikt o nich nie przypomina, bo po prostu znają je wszyscy. A i tak nad przebiegiem gry pieczę sprawuje król palanta. "Za kije łapią się nawet najmłodsi" - mówi Krzysztof Magolan, palanciarz z dziada pradziada. "A zasady są bardzo proste. Po prostu łapiesz za kij, bijesz w piłeczkę, trafiasz i pędzisz ile sił w nogach" - dodaje 72-letni Marian Szewczyk, prawdziwy weteran gry w palanta.

Reklama

Wczoraj w drużynie piekła prym wiedli właśnie Marian Szewczyk, jego syn Mariusz i wnuk Dominik. Ten ostatni mimo dopiero ośmiu lat, wcale nie jest nowicjuszem, ba zaczyna odnosić sukcesy. "Gram od czterech lat i z roku na rok idzie mi coraz lepiej. Zdobywam już nawet punkty" - mówi chłopak. W rodzinie Szewczyków na swój debiut czeka jeszcze trzyletnia Natalka. Ale do gry garną się wszyscy, nie tylko w Grabowie. W tym roku rozgrywki rozpoczyna gminna liga szkolna.

"Często gramy w palanta na lekcjach WF. To bardzo fajna gra, chociaż wcale nie jest tak łatwo trafić kijem w piłkę" - mówi Tomek Markiewicz ze Szkoły Podstawowej w Sobótce Starej, który wczoraj pierwszy raz zagrał przed publicznością. Słowa chłopaka potwierdza Henryk Krzeszowski, proboszcz miejscowej parafii. W zeszłym roku sam chwycił za kij. Tym razem grze przyglądał się z boku. "Muszę trochę jeszcze potrenować. Naprawdę nie jest łatwo trafić w tę piłeczkę. Na członka klubu palanta jeszcze się nie nadaje" - powiedział DZIENNIKOWI.

Natomiast Ryszard Kostrzewski, wójt Grabowa, pasją swoich ziomków szczyci się na każdym kroku. "Całe Stany Zjednoczone opanowała moda na grę w bejsbol. Wszyscy, nawet amerykański prezydent, wiedzą o tym, że ich gra korzenie ma w Grabowie. To nie tylko powód do dumy, ale też lepszego samopoczucia" - mówił wczoraj wójt.

Mieszkańców nie dziwią głosy wyzywające ich od palantów. Dla nich te słowa to jak komplement. "Kto gra w palanta, jest palantem czy palanciarzem. To honor, gdy tak na ciebie wołają" - śmieje się Adam Rapacki, król palanta.