Co prawda twórcy gry - firma Rockstar - twierdzą, że to nie stolica świata, a jedynie miasto o patriotycznie brzmiącej nazwie Liberty City (Miasto Wolności). Jednak, gdy przyjrzeć się zapowiadającemu grę filmikowi, wyraźnie widać najsłynniejsze budynki Nowego Jorku: Empire State Building, Chrysler Building czy Most Brooklyński. I co gorsza - Statua Wolności.

I właśnie to rozsierdziło polityków. Peter Vallone - przewodniczący Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego - stwierdził, że to w 100 proc. świadczy, że akcja gry o wszelkiej maści bandziorach umiejscowiona jest właśnie w Nowym Jorku. A to już dla niego lekka przesada. Bo od wielu już lat to najbezpieczniejsza metropolia w USA. "To tak, jakby serię Halo (fantastyczno-naukowa strzelanina) przenieść do Disneylandu" - powiedział Vallone.

Zbulwersowany jest też szef nowojorskiej policji - Raymond Kelly. Jego oburza fakt, iż w grze można zabijać policjantów. Natomiast burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg potępił całą serię. I powiedział, że nie będzie w żaden sposób wspierał wydawania kolejnych jej części.

A producenci? Dla nich Liberty City to po prostu parodia stolicy świata. I tego się zamierzają trzymać. W końcu i tak to gracze zdecydują o powodzeniu gry.