Lekkoduch, amant o uroku nastoletniego chłopca. To określenia, którymi najczęściej opisywano brytyjskiego gwiazdora. Teraz trzeba dodać jeszcze jedno - potwór. Skąd tak straszny przydomek? Sam aktor określił się tym mianem. Podczas wywiadu dla magazynu "OK.!" przyznał: "W pracy jestem potworem. Nie jestem co prawda agresywny, ale cały czas jestem spięty i pełen niepokoju, co powoduje nieprzyjemną atmosferę na planie filmowym".
Aktor, który wystąpił ostatnio z Drew Barrymore w komedii "Music and Lyrics", twierdzi, że w pracy bardzo często jest drażliwy i nerwowy. Dlatego też nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego ktokolwiek chciałby z nim pracować.
Mimo że ma już spore doświadczenie (wystąpił m.in. w filmach "Cztery wesela i pogrzeb", "To właśnie miłość" i "Notting Hill"), Hugh uważa, że jego nerwowe zachowanie wcale się nie zmienia. "Myślicie, że z wiekiem powinienem być coraz spokojniejszy, a jest zupełnie odwrotnie" - przyznaje 46-letni aktor.
Gdy pracuje, jest marudny i nerwowy. Wie, że potrafi być nieznośny, ale nie potrafi tego zmienić. Dobrze, że są jeszcze reżyserzy i aktorzy, którzy chcą z Hugh Grantem pracować!
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama