Aresztanci to niejaki Jeffery Borer i jego żona. Są właścicielami linii lotniczych. I bez skrupułów wykorzystali fakt, że pewnego razu ich samolotem leciał król muzyki pop.
Michael Jackson leciał z Las Vegas do Santa Barbara na rozprawę w sądzie. Chytra parka zainstalowała w latającej maszynie kamery video. Jak sami później przyznali, chcieli nagrać rozmowy Jacksona z adwokatem. Żeby potem sprzedać je mediom.
Ich niecny plan jednak się wydał. I oboje wylądowali w areszcie domowym. Ale trzeba przyznać, że nie mogą narzekać na brak wygód. "Siedzą" oboje w luksusowym hotelu Ritz-Carlton.
Powód? Ich mieszkanie zaatakował grzyb. A pani Borer ma alergię. W tych okolicznościach sąd zgodził się, żeby areszt spędzili w hotelu. Dlaczego w czterogwiazdkowym? Z prostej przyczyny. Bo na taki ich stać - sami opłacają swój pobyt.