9 marca polska premiera już szóstej części bokserskich zmagań Rocky'ego. Bo stary bokser wciąż się cieszy wzięciem. Krew, pot i walka dobrze się sprzedają - tylko przez dwa tygodnie wyświetlania w amerykańskich kinach najnowszy film Stallone zarobił ponad 60 milionów dolarów!

Reklama

Aktor już zapowiada kolejną produkcję o przygodach boksera w... 2008 roku.

Sylvester nigdy nie miał lekkiego życia w Hollywood. Nawet kiedy dzięki pierwszej części "Rocky’ego" stał się gwiazdą światowego formatu, był najczęściej wyśmiewanym aktorem.

Brukowce bezlitośnie kpiły sobie z jego przywiązania do mamy, która dorabiała wróżbiarstwem. Poważne pisma wyśmiewały kolejne, odgrywane według podobnego schematu role.

Od zaszufladkowania go jako strongmana, który jest w stanie zagrać tylko bezmózgowców typu Rambo, Rocky czy Tango (z "Tango i Cash"), Stallone próbował uciekać na kilka sposobów.

Reklama

Gdy filmy, w których miał grać poważne role okazywały się wielkimi niewypałami, aktor, by znaleć inne źródła przychodów, postanowił w 1991 roku do spółki z innymi amerykańskimi twardzielami (Bruce Willis, Arnold Schwarzeneger) założyć sieć restauracji Planet Hollywood.

Niestety, w kilka lat później firma ogłosiła spektakularne bankructwo, dając prasie kolejne okazje do niewybrednych żartów.

Pięćdziesięcioletni wówczas aktor przeżywał swoje najgorsze chwile w życiu. Grał w filmach, o których i on, i publiczność do dziś próbują zapomnieć ("Dopaść Cartera", "Cop Land").

Dlatego postanowił postawić wszystko na jedną kartę i po raz kolejny zagrać postać, od której przez lata uciekał. Powrócił jako Rocky Balboa, by udowodnić światu, że zdecydowanie za wcześnie został skreślony.