Największą frajdą z zabawy Wii jest możliwość fizycznego uczestniczenia w rozgrywce. Czy to golf, tenis czy boks - nakładany na rękę pilot steruje naszą postacią na ekranie telewizora. Machamy więc ręką, by wirtualnym kijem wbić piłeczkę do dołka albo zamachujemy się niewidzialną rakietą, by zdobyć punkt asowym serwisem. Grając, rośnie w nas podniecenie i pocą się nam dłonie.

Ale to nic nadzwyczajnego, tak już jesteśmy zbudowani. Sęk w tym, że jeżeli machamy dość ciężkim urządzeniem i mamy śliskie ręce, pilot z ręki wylatuje. I tu pojawia się problem. Bo choć zabezpieczać nas powinien elastyczny pasek, mocowany wokół nadgarstka, to pasek z pilotem łączy jedynie cieniutka nitka, która pęka, jak to nitki mają w zwyczaju. I tak, urządzenie ciskane siłą tornada, wbija się w ekran, szybę lub głowę kolegi.

Reklama

Ostrożnie z Nintendo. Przynajmniej do czasu, aż wzmocnią paski...