"Nazywam się Mel Gibson i jestem alkoholikiem" - ogłosił 50-letni aktor po tym, jak dwa miesiące temu pędził autem pijany jak bela. Na dokładkę obrzucił kontrolujących go policjantów antysemickimi obelgami. Ale okazuje się, że to wyznanie i odbębnienie odwyku było częścią sprytnego planu gwiazdora. Uniknął w ten sposób kary. Nałożono na niego tylko trzyletnią kuratelę.
A teraz co? Pije w najlepsze. Ostatnio widziano go w barze pod koniec września w jednym z lokali w amerykańskim stanie Teksas. "Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Mel Gibson wychylał przede mną kolejne piwo w asyście dwóch adorujących go kobiet" - relacjonuje zszokowany świadek pijaństwa Gibsona, muzyk Steve Smith. Rzecznik aktora oczywiście wszystkiemu zaprzecza. Bo i co ma robić? Gdyby przyznał, że gwiazdor znów wlewa w siebie alkohol, ten poszedłby siedzieć.