Wszystko zaczęło się po tym, jak inspektorzy odwiedzili gospodarstwo 67-letniej Teresy Michniewicz we wsi Żarnowo. Zajrzeli do obory, obejrzeli krowę Zuzannę i odjechali. I wtedy, jak relacjonuje pani Teresa, zaczęły się kłopoty.
Krasula nagle zachorowała. Nie pomógł błyskawicznie wezwany weterynarz - po kilku dniach zwierzę zdechło. Pani Teresa poleciała do prokuratury i powiadomiła śledczych, że inspektorzy zabili jej krowę czarami. Pracownicy sanepidu tłumaczyli, że nic krowie nie zrobili, ale pani Teresa pozostaje niewzruszona.
"Te doktory rzuciły na moją Zuzannę urok!" - skarży się. "Po ich wizycie jakby zmizerniała, nie chciała jeść i przestała dawać mleko. Cykali jakieś zdjęcia, widziałam, przez to zwierzęta wariują. Na kilka minut jeden z nich został sam w oborze. Pewnie wtedy rzucił na Zuzankę zaklęcie" - opowiadała reporterowi dziennika "Metro".
Nie przekonują jej nawet wyniki sekcji zwłok krasuli. Zdaniem weterynarzy, krowa zeszła, bo miała chorą wątrobę. Według krewkiej pani Teresy, "z czarów takie rzeczy się robią".
Szykuje się kolejny proces o czary! Mieszkanka mazurskiej wsi oskarża inspektorów sanepidu, że rzucili urok na jej krowę. Prokuratura sprawdza, czy złe moce zabiły biedną krasulę.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama