Sygnał do wzięcia towarzystwa "za mordę" dał w miniony czwartek minister spraw wewnętrznych Ludwik Dorn. Nakazał przygotować do zamknięcia zbuntowany resortowy szpital w Łodzi. Pielęgniarki, salowe i sprzątaczki najadły się strachu i postanowiły trzymać z władzą.
Strajk był nielegalny, bo lekarze w szpitalu MSWiA nie dopełnili procedur, wynikających z ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych - tłumaczy zawile Państwowa Inspekcja Pracy. Ale chodzi po prostu o to, że w referendum, które zdecydowało o strajku, głosowali tylko lekarze. A powinni wszyscy pracownicy szpitala. Na tej podstawie dyrektor szpitala w Łodzi złożył donos do prokuratury.
"Liczymy się z pewnymi konsekwencjami. O tym, czy strajk jest legalny, czy nielegalny powinien zdecydować sąd. Psychicznie jesteśmy gotowi na wszystko, bo już samo podjęcie decyzji o strajku było trudne" - mówił wczoraj w TVN24 jeden ze strajkujących lekarzy.
Wszyscy strajkujący pracownicy szpitala MSWiA w Łodzi zostali zwolnieni dyscyplinarnie. Wczoraj, z poparciem części pracowników, dyrektor tej placówki doniósł na swoich lekarzy do prokuratury.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama