Isabel lubi niedopowiedzenia i półsłówka, chce zaszczepić mediom krztę niepokoju, zmusić je do główkowania. Stąd taki, a nie inny ton jej blogowych notek, w których nic nie jest w 100 procentach pewne. Sprytna blogerka cedzi słowa, cyzeluje, by zawsze można było odczytać je dwojako.
Spójrzcie sami (zachowujemy oryginalną pisownię):
"Powszechnie wiadomo, że kobiety lubią zakupy, a szczególnie jeśli są one wyjątkowe. Ile radości daje bieganie po modnej ulicy, pełnej modnych sklepów w poszukiwaniu tej jedynej, wymarzonej?! Nie zawsze jest to takie łatwe... Wydawałoby się, że odwiedzę Selfridges i... zakup dokonany. Do wyboru do koloru: krótkie, długie, czasem i za krótkie, są wąskie, szerokie, czasem za szerokie... i tylko ładnie wyglądające na manekinach. Więc tym lepiej jeśli pewnego, pięknego dnia w pierwszym odwiedzonym sklepie z pomocą mojej połówki i przyjaciółki odnajduję <my pretty baby>.
To cudowne wydarzenie, które póki nie przeżyjesz nie będziesz wiedziała jak pięknym może być, i że może tak cieszyć. To już prawie jak... Wówczas kobieta czuje się prawdziwą kobietą, małą gwiazdeczką, kwitnącym kwiatem, księżniczką, a może nawet jak dziecko w sklepie z zabawkami... Gdy już ta jedyna jest, pozostają tylko dodatki, równie ważne".
My dopatrujemy się tutaj opisu zakupu sukni ślubnej. Znając jednak zamiłowanie Isabel do wzbudzania zainteresowania, chodzi o kreację na popołudniowe spotkanie lub inną mało istotną okazję.